26 czerwca, sobota. Zbliżało się południe, gdy zaraz za Lewiczynem lunęło, jakby miał nastąpić potop. Tuż przed Kępiną niebo zaczęło się rozjaśniać – wyglądało to tak, jakby jakiś ptak, patronujący tej okolicy, odgarniał skrzydłami chmury.
W Grójcu było już suchutko, jaśniutko. Przed siedzibą GOK-u stał autobus, w którym oddawano krew dla Kuby Wysockiego. Kilka metrów dalej, na terenie parku, powitał nas kolorowy świat. Zaraz, czy to aby na pewno Grójec? Tak tu radośnie, tyle straganów, tylu ludzi, jak na jarmarku, jakby w tym grodzie nikt nigdy nie zaznał smutku. Okazało się jednak, że trafiliśmy pod właściwy adres.
Kolorowy zawrót głowy
Obchodzono tu, po raz pierwszy w dziejach, Święto Kogutka Grójeckiego, inspirowane XIX-wieczną obrzędowością wielkanocną ziemi czerskiej, do której historycznie należy Grójeckie. Ze względu na pandemię, zorganizowano je już po Wielkanocy, realizując projekt GOK, dotowany przez Narodowe Centrum Kultury. Co wielce wymowne, komuś rzecz skojarzyła się z klasykiem, który w tym roku mógł odbyć się jedynie symbolicznie, w wersji on-line.
-To tak już będzie wyglądać Święto Kwitnących jabłoni? – spytała z niedowierzaniem pani, oszołomiona mnogością straganów, bogactwem asortymentu pamiątkowo-kulinarnego oraz barwnymi strojami artystów przechadzających się w pobliżu sceny, ustawionej obok budynku GOK-u.
-To Święto Kogutka Grójeckiego – wyprostował sprawę ktoś zorientowany w temacie.
Polonez grójecki
Punktualnie o 12:00 wszystkich serdecznie powitała dyrektor GOK, Monika Woźniak, ubrana w strój ludowy. Do wspólnej zabawy zaprosił grójczan i gości burmistrz Dariusz Gwiazda, który zaraz potem stanął do poloneza. Święto Kogutka Grójeckiego zaczęło się bowiem od „Poloneza grójeckiego”, nieformalnego hymnu powiatu, stworzonego przed wielu laty na potrzeby Święta Kwitnących Jabłoni. Choreograficznie taniec przygotowała Barbara Dąbrowska, córka Wacława Langkamera, co już w samo w sobie stanowiło nawiązanie do tradycji jabłoniowego rytu.
Wypasiony kogut
Sunącym w polonezie parom przyglądał się kogut o wymiarach 2,20 m x 2,45 m, osadzony na dużych kołach rowerowych, mający dodatkowo z tyłu trzecie kółko wspomagające, do tego rzecz jasna dyszel, za pomocą którego daje go się lekko prowadzić, choć waży 90 kilogramów. Dzieło trójki przyjaciół: Piotra Maciaka, Andrzeja Banaszewskiego i Darii Pelhen. Oni wzięli na siebie stronę technologiczno-budowlaną, a ona, świetnie pamiętająca drewniane kogutki na kółkach z dzieciństwa, pomalowała go od góry do dołu, z dwóch stron. Produkcja historycznego koguta zajęła im ok. 144 godzin.
Triumfalny pochód
O godzinie 12.15 spod budynku GOK-u wyruszyła niezwykła procesja. Na jej czele „jechał” kogut, za nim jechał długi wóz konny, z orkiestrą ludową, grającą oczywiście na ludową nutę, a za wozem szli uczestnicy święta. Pochód – podążający ulicami Piłsudskiego, Armii Krajowej, Jatkową i Piotra Skargi – okazał się sensacją dla mieszkańców miasta, w tym i dwóch Wietnamczyków, którzy wyskoczyli ze swojej firmy na chodnik, by zrobić zdjęcia. Ludzie zatrzymywali się na trotuarach, wyłazili ze sklepów, stawali przy oknach i wychodzili na balkony. Wszyscy fotografowali albo pozdrawiali koguta oraz jego czcicieli.
Plon warsztatów
Następnym punktem obchodów była prezentacja plonu warsztatów, przeprowadzonych w GOK w ramach projektu. Andrzej Banaszewski i Beata Krajewska przygotowali i wraz ze swoimi podopiecznymi z wdziękiem odtańczyli klapoka. Agnieszka Cecylia Kazała opowiadała, jak na jej warsztatach ceramicznych powstały piękne, błyszczące, wielofunkcyjne kogutki, które z zachwytem oglądała publiczność. Podziw budziły – wiszące opodal stoiska z kogutkami – słomiane pająki, stworzone na warsztatach rękodzieła ludowego u Darii Pelhen.
-Kiedyś wierzono, że przynoszą one szczęście domownikom – tłumaczyła Daria.
Czerwone jabłuszko
Na scenie wystąpił Chór Miasta Grójec oraz goście: Kapela Niwińskich, Kapela Bialska, Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Nowomiejskiej oraz Kapela Piotra Bińkowskiego. Przedstawiony repertuar, przy wykorzystaniu ludowego instrumentarium i w różnych aranżacjach, w dwóch przypadkach wykonany a cappella, trafił do serc publiczności. Widzowie, zachęcani przez wodzireja, w którego profesjonalnie wcielił się Andrzej Ekiel, coraz odważniej uczestniczyli w pląsach na przysłowiowych dechach, niektórzy podśpiewywali pod nosem „Czerwone jabłuszko” i inne piosnki. Ktoś, rozmawiając przez telefon, relacjonował podnieconym głosem: „Jaka wspaniała impreza!”, a dama, odpoczywająca po tańcach, pytała sąsiada, czy następnego dnia kogutkowe obchody będą kontynuowane.
Wio!
W międzyczasie stale oblegany, zwłaszcza przez dzieci, był zaprzęg konny. Fotografia zrobiona na Kajtku albo Wojtku (tak Tadeusz Rozum z gminy Chynów nazywa nieoficjalnie dorodne rumaki, wyróżniające się spokojem i łagodnością), pogłaskanie ich albo poczęstowanie jabłkiem – to dla każdego milusińskiego przeżycie co się zowie. A do tego jeszcze istniała szansa, z której ochoczo korzystano, wzięcia udziału w przejażdżce wozem konnym po Grójcu!
Trafiona idea
Czeka nas jeszcze wernisaż wystawy plastycznej (na bazie warsztatów), zatem na pełną ocenę Święta Kogutka Grójeckiego przyjdzie pora. Już dziś można jednak powiedzieć, że okazało się ono dużym sukcesem i zasługuje na kontynuację. 26 czerwca z czcią pochyliliśmy się nad tradycjami ludowymi regionu, uświadamiając sobie nasze wiejskie korzenie, a zarazem uśmiechając się do siebie samych i do ludzi, jakbyśmy po epoce pandemii wkraczali z optymizmem w nowy czas.
Remigiusz Matyjas