Powie ktoś: „Lato w pełni, a oni jeszcze nadają o kogutku?” Cóż, każdy projekt, w tym i Święto Kogutka Grójeckiego – przeprowadzone przez GOK, przy wsparciu Narodowego Centrum Kultury – zasługuje na refleksję. Okazało się ono hitem, chociaż, oprócz bardzo licznych głosów podziwu, zachwytu i wdzięczności, pojawiły się też głosy zdziwienia, a nawet oburzenia i drwiny, z jednej strony stanowiące coś normalnego w pluralistycznym społeczeństwie, chętnie wypowiadającym się w mediach elektronicznych, z drugiej zaś wymagające komentarza.
O ten ostatni aż się prosi, choć najtrudniej jest tłumaczyć prawdy oczywiste. Ile razy można piać, że u podstaw kultury narodowej leży kultura ludowa, z której czerpali natchnienie: Chopin, Moniuszko, Mickiewicz czy Wyspiański, o Skaldach, No To Co czy Golec uOrkiestra nie wspominając?
GOK, jako samorządowa instytucja kultury, stara się prowadzić swoją misję na wielu płaszczyznach, co oznacza także konieczność poszukiwania nowych treści i form działania, a w konsekwencji stawiania czoła stereotypom. Coś takiego miało miejsce przy okazji Święta Kogutka Grójeckiego, gdzie sięgnięto do oryginalnych tradycji ludowych Grójecczyzny, leżących dotychczas odłogiem.
Nowatorska, godna pochwały, kulturotwórcza w każdym calu inicjatywa okazała się, przynajmniej dla niektórych, szokiem, niemal traumą, budząc coś w rodzaju lokalnego patriotyzmu. Skąd w Grójcu, owej metropolii, czy w ogóle w jabłoniowym regionie wziął się kogut?! Jeśli już Grójec z czymś może się kojarzyć, to tylko z jabłkami i ze Świętem Kwitnących Jabłoni!
- Od tej pory nie będzie już jabłoniowego rytu, tylko ŚKG? – pytano. - Tak, bowiem grodem ks. Skargi zawładnęła sekta kogutkowa, która doprowadzi do wykarczowania wszystkich sadów i zastąpienia ich hodowlą ptactwa domowego – przepowiadali drudzy, zapewne zatroskani, na swój sposób, o przyszłość miasta i gminy.
Kto by pomyślał, że niewinny samiec kury domowej, wydobyty ze źródeł historycznych i dzieł etnografów, wywoła tyle emocji! Jabłonie, jeśli już zostaną wykarczowane, to przez samych właścicieli z powodu nierentowności produkcji sadowniczej. Ów Kogutek Grójecki, wywodzący się z wielkanocnej tradycji ziemi czerskiej, ma być, w intencji organizatorów święta, dalekich od zamiaru tworzenia Kościoła kogutkowego, symbolem powrotu do tradycji ludowych Grójecczyzny. Ich odnajdywaniu i kultywowaniu ma służyć właśnie ŚKG, niebędące żadną alternatywną dla ŚKJ, co podkreśla dyrektor Monika Woźniak, która wraz ze swoimi pracownikami mocno zaangażowała się w piękną ideę.
Słowem, jedno święto nie przeszkadza drugiemu, tak samo jak hodowla kur nie wyklucza uprawy jabłoni: nie takie to zamierzchłe czasy, jak z okolicznych wiosek jechały autobusem w czwartek na targ do Grójca żony sadowników, mające w koszykach jaja i kokoszki na sprzedaż. Ci, których szokuje promowanie folkloru w mieście, mogliby wziąć pod uwagę i to, że mazowieckie miasteczka, takie jak Grójec, przez wieki posiadały charakter rustykalny. Wielu mieszczan parało się rolnictwem. Wartości rolnicze były im bliskie. Właśnie dlatego wśród członków bractwa św. Izydora Oracza w Lewiczynie, działającego od roku 1673 do końca XVIII w., obok szlachty i chłopów, znajdujemy także mieszczan z Grójca, Goszczyna czy Przybyszewa. Gdy zachorowało im bydło, o jego wyzdrowienie modlili się do św. Izydora. Darujmy sobie przykłady wiejskości Grójca z międzywojnia, Polski Ludowej czy III RP, jak i fakt, że obecnie większość jego mieszkańców stanowi ludność napływowa, w dużej mierze ze wsi.
W każdym z nas jest coś z chłopa, więc ironizowanie z tego, że 26 czerwca 2021 r. na ulicy Armii Krajowej grała orkiestra ludowa i pojawił się symboliczny kogut, jest wyśmiewaniem się z własnej tożsamości. Podczas Święta Kogutka Grójeckiego w Grójcu było kolorowo, wesoło i optymistycznie. Nikt nie zabierze tej radości ani organizatorom święta, ani jego uczestnikom.
Remigiusz Matyjas