6
HISTORIA
Z grójeckiego pitavala
Bez niej nic nie ma. Gdy nie masz
już siły, muza pomasuje twoje
nadwyrężone plecy, nakarmi
cię natchnieniem. Jak świadczy
przypadek młodopolskiego
poety i dramaturga ks.
Antoniego Szandlerowskiego,
rzecz nieco komplikuje się,
gdy pisarzem jest duchowny
rzymskokatolicki, którego
obowiązuje celibat.
G
łównym
motywem
twórczości ks. Anto-
niego Szandlerowskie-
go, ukrywającego się
pod pseudonimami: Antoni Zie-
miec, W. Ginter, Władysław Po-
świat, był namiętny, wysublimo-
wany i uduchowiony, pełen mi-
stycyzmu, erotyzm. Pisarz w su-
tannie znajdował się bowiem pod
wpływem skandalisty Stanisława
Przybyszewskiego, a do tego po-
kochał najpiękniejszy twór Pana
Boga – kobietę.
Król Łodzi
Antoni Władysław Szandlerow-
ski urodził się 11 stycznia 1878
r. we wsi Machory koło Opocz-
na, jako syn Karola i Scholastyki
z Opalskich. Ukończywszy szko-
łę średnią w Warszawie, wyjechał
na studia teologiczne do Rzymu,
gdzie otrzymał święcenia kapłań-
skie. W 1901 r. został wikariu-
szem przy kościele Podwyższenia
Świętego Krzyża w Łodzi. Chęt-
niej, niż ambonie, oddawał się li-
teraturze. W 1904 r. na scenie te-
atru Victoria wystawiono jego
sztukę „Samson”. Co za sukces!
Zesłaniec goszczyński
Fakt ten wywołał jednak zanie-
pokojenie władz kościelnych.
Ksiądz powinien głosić słowo
Boże, a nie pisać sztuki, w których
prawdy teologiczne traktowane są
z dużą swobodą! Aby otrzeźwić
młodego, zdolnego i przystojne-
go kapłana, arcybiskup Wincen-
ty Chościak-Popiel około 1905 r.
przeniósł go z Łodzi na ubogą po-
sadę wikarego do Goszczyna koło
Grójca. Goszczyn, kiedyś mia-
sto królewskie, w tym czasie był
małą osadą z nowym kościołem,
który jednak, ze względu na błę-
dy w sztuce murarskiej, „rozcho-
dził się od góry”. Naokoło pisz-
czała bieda. Najbliższy teatr był
w Radomiu albo w Warszawie.
Nic, tylko się załamać. Marną po-
ciechę stanowił fakt, że do świą-
tyni w Goszczynie, dla jego po-
etyckich kazań, tłumnie zjeżdża-
ła okoliczna ludność, zwłaszcza
płeć piękna.
Zemsta
Ks. Antoni miał charakter, o czym
świadczy nie tylko konflikt z
goszczyńskimi Żydami, dzierża-
wiącymi sad proboszcza. Za ze-
słanie do Goszczyna postanowił
zemścić się na przełożonych. W
roku 1906 ogłosił anonimowo sa-
tyrę „Elenchus cleri alias choleri
saecularis ac irreagularis – Con-
sistorii Varsaviensis - pro Anno
Domini 1906 abo Ołtarzyk zło-
ty, gdzie najdziesz sprośne Ży-
woty Braciey Konsystorskiey”.
23-stronicowa broszura, jak
świadczy już sam tytuł, była pasz-
kwilem na prałatów z ulicy Mio-
dowej, gdzie znajdowała się sie-
dziba warszawskiego konsysto-
rza. Zdaje się, że nigdy nie po-
znamy jej treści, gdyż prawie cały
nakład został wykupiony i znisz-
czony przez Kościół. Wiemy, iż
goszczyński wikariusz zadedyko-
wał ją „Najdostojniejszemu Majt-
kowi na Łodzi Piotrowej, miota-
nej srodze od dziewiętnastu stule-
ci przez same Bałwany”, a napisał
w formie trzywierszowych zaga-
dek. Zachował się początek:
Chcesz poznać całą scenerię
Bogów tworzących mizerię?
Pójdź – a ujrzysz całą serię…
Zwą ulicę bałamutnie –
Miodową…. Tam same trutnie
Wiodą o żer krwawe kłótnie…
Zdemaskowany
Autora satyry zdemaskował ks.
prałat Jan Gnatowski, podając w
jednym z katolickich pism jego
imię i nazwisko.
Po czymś takim dalsza karie-
ra kościelna ks. Antoniego Szan-
dlerowskiego stanęła pod dużym
znakiem zapytania. Pamiętajmy
jednak, że w ówczesnym Koście-
le polskim, zewsząd krytykowa-
nym, toczyła się wewnętrzna dys-
kusja, ścierały się poglądy i wi-
zje. Ks. Szandlerowski, w odróż-
nieniu od niektórych zbuntowa-
nych księży, nie zdjął duchow-
L
osy wielkiej wojny decy-
dowały się na froncie za-
chodnim. 5 kwietnia opera-
cja „Michael” została prze-
rwana, lecz już 9 kwietnia we Flan-
drii ruszyła niemiecka ofensywa pod
kryptonimem „Georg”. Niemcy w bi-
twiepodArmentières pobiliBrytyjczy-
ków, a potem zajęli wzniesienie Kem-
mel, bezskutecznie atakując Scheipen-
bergh iwzniesienieRouge. 24kwietnia
GrupaArmii RupprechtaBawarskiego
wykonała w rejonie Sommy uderze-
nie odciążające na korzyść ofensywy
„Goerg” i zdobyła Villers-Bretonneux.
Ostatecznie operacja „Georg” zosta-
ła jednak przerwana, ponieważ Fran-
cuzom udało utrzymać Ypres i nie do-
puścić do przełamaniawkierunkuwy-
brzeża. Na froncie wschodnimwojska
niemieckie skutecznie interweniowa-
ły w Finlandii, pokonując – wspólnie
z Białą Gwardią – Czerwoną Gwar-
dię, a wojska państw centralnych za-
jęły Krym. WRosji toczyła się wojna
domowa pomiędzy „Czerwonymi” i
„Białymi” (po śmierci generała Ław-
raKorniłowa, naczelnymdowódcąAr-
miiOchotniczej zostałAntonDenikin).
Na Bałkanach francuskie i greckie jed-
nostki zaatakowały pozycje bułgarskie
na południe odHum. Zacięte walki to-
czyły się naBliskimWschodzie.
Natłok spraw
25 kwietnia, w czwartek, w grójeckim
Kalendarium Roku 1918 (kwiecień)
– koniec Czerwonego Barona
ratuszu zebrała sięRadaMiejska.
– Zaczniemy – zapowiedział bur-
mistrzWładysławKowalski – od stra-
ży ogniowej, która, jak panowie wie-
cie, chciałabypostawićgdzieś szopęna
sprzęt. Oddajmy jej pod budowę część
placuTadeuszaKościuszki, graniczącą
z nieruchomościąZofii Pawluć.
Przystano na tę propozycję, jak i na
utworzenie funduszu na rzecz wy-
znawców św. Floriana, zbieranego na
zasadzie składek nałożonych na oby-
wateli Grójca. Zgodzono się też oddać
w czasowe użytkowanie Związkowi
Komunalnemu część wspomnianego
placu, stanowiącą dojazd do magazy-
nu od strony ulicy Laskowej, pod tym
warunkiem, że Związek Komunalny
uporządkuje i wykona dojazd na wła-
sny koszt. Uznano, że miasto nie po-
winno już płacić komornego zamiesz-
kanie wynajęte w domu Nowakow-
skiego przez doktoraWasiewicza, któ-
rywłaśnieobjął stanowisko lekarzapo-
wiatowego. Nowakowski ma zawrzeć
umowę najmu tegomieszkania bezpo-
średniozdoktoremWasiewiczem. Jed-
nogłośnie opowiedziano się przeciw-
ko przeniesieniu szkół żydowskich z
domu Klepfisza do nowo budujące-
go się domu Brauna, nie spełniającego
pod żadnymwzględemwymogów sa-
nitarnych.
– Pomimo wojny Grójec rozrasta się,
powstają nowe domy, ale każdy sta-
wia jakmu się podoba, bez zezwolenia
Magistratu – powiedział burmistrz. –
Nie możemy pozwolić sobie na nie-
planowość i bezprawie.
Na wniosek burmistrza postanowio-
no wystąpić do władz nadzorczych
o wydanie rozporządzenia przypo-
minającego mieszkańcom Grójca, iż
nie wolno wznosić nowych budyn-
ków, jak również remontować już ist-
niejących, bez zezwolenia Magistra-
tu. Upoważniono Zarząd Miejski do
sprzedaży Bedyńskiemu łączki miej-
skiej, leżącej między jego polami, za
cenę nie mniejszą niż 50 fenigów za
łokieć kwadratowy.
ManfredvonRichthofen
Największym asem myśliwskim I
wojny światowej był Niemiec Man-
fred von Richthofen. Urodzony 2
maja 1892 w Borku, stanowiącym
obecnie część Wrocławia, wojacz-
kę zaczynał jako kawalerzysta. Znu-
dzony wojną pozycyjną, przeniósł
się do lotnictwa. 1 września 1916 r.
wszedł w skład elitarnej eskadry my-
śliwskiej asa myśliwskiego Oswalda
Boelcke, a pierwsze uznane zwycię-
stwo powietrzne odniósł nadCambrai
we Francji 17września 1916 r. Potem
już sam dowodził eskadrą myśliw-
ską. Samoloty tej eskadry malowano
na czerwono. Manfred von Richtho-
fen, siejący spustoszenie na niebie (80
zestrzeleń), latający na czerwonym
myśliwcu, określany był przezAngli-
ków przydomkiem Czerwony Baron
(Red Baron). 21 kwietnia 1918 r., w
niedzielę, na myśliwcu trójpłatowym
Fokker Dr. I wystartował do swojego
ostatniego lotu. Jest kilka wersji do-
tyczących okoliczności jego śmierci
w dolinie Sommy. Jedni twierdzą, że
został zestrzelony przez kanadyjskie-
go pilota myśliwskiego Roya Brow-
na, drudzy zaś uważają, że dokonały
tego australijskie karabiny maszyno-
we z ziemi, a konkretnie sierżant Sno-
wy Evans.
Terrorystaczybohater?
Tydzień później w szpitalu więzien-
nym w Teresinie zmarł 24-letni Serb
Gavrilo Princip, zabójca austriackie-
go arcyksięcia Franciszka Ferdynan-
da. Dokonany przez niego 28 czerw-
ca 1914 r. w Sarajewie zamach na ar-
cyksięcia spowodował wypowiedze-
nie przez Austro-Węgry wojny Ser-
bii – tak zaczęła się I wojna świato-
wa. Principa skazano na 20 lat cięż-
kiegowięzienia.Wzimnej i wilgotnej
celi zachorował na gruźlicę, amputo-
wano mu ramię. Tuż przed śmiercią
na ścianie obok swojego łóżka wyrył
napis: „Nasze duchy będą się błąkać
poWiedniu i straszyć jaśniepanów”.
Szablaizegarek
W Magdeburgu Józef Piłsudski czy-
tał książki i układał pasjanse. Od tego
czytania, przy świetle elektrycznym,
psuł mu się wzrok. Co jakiś czas po-
padał, w typową dla siebie, melan-
cholię. W takich chwilach, gdy jesz-
cze na dodatekbolałogo serce, nacho-
dziłygomyśli onagłej śmierci jeszcze
przed wyjściem z internowania. Po-
czynił już nawet kroki, mające na celu
zabezpieczyć przyszłość niedawno
narodzonej córeczki Wandy. Na wy-
padek swojego zejścia ustanowił dla
niej opiekunów w osobach brata Jana
Piłsudskiego i pułkownika Edwarda
Rydza. Wandzia miała także dostać
cenne pamiątki po tacie: szablę ofiaro-
waną mu przez oficerów I Brygady 6
sierpnia 1916 r. oraz złoty zegarek po-
darowany mu przez tychże oficerów
na imieninyw1915 r.
WiosnawMałejWsi
Książę ZdzisławLubomirski, członek
Rady Regencyjnej, miał bardzo dużo
pracy. Odczuwał już zmęczenie, po-
dobnie jak kibicująca mu małżonka.
Mając już dość światowej polityki,
Warszawy, ludzi i zwykłej miejskiej
gorączki, przyjechali kolejką grójec-
ką, wynajętymekstra cugiem, doMa-
łejWsi na krótki odpoczynek. Był po-
ranek, świeciło słońce, słychać było
kukułkę.
– Patrz, Zdzisiu, na świecie strasz-
na wojna, wybuchają bomby, giną
ludzie, a w Małej Wsi znów kwit-
ną sady – powiedziała księżna Ma-
ria Lubomirska.
RemigiuszMatyjas
Ksiądz, muza, miłość i śmierć
nych szat. Popełniwszy „Elen-
chus cleri…”, pisząc kontrower-
syjny dramat „Maria z Magdali”
(o czworokącie miłosnym: tytu-
łowa Maria Magdalena, Judasz,
Jezus i Łukasz) - wystawiony w
1906 r. w Łodzi, nie mógł jed-
nak liczyć na intratne beneficja i
zaszczyty. Z Goszczyna przenie-
siono go do Mąkolic koło Łodzi,
potem do Kampinosu koło Bło-
nia, aż wreszcie do Pustelnika
pod Warszawą, gdzie przebywał
do 1909 r.
Miłość i sztuka
Walczył w nim ksiądz z mężczy-
zną. W 1905 r. w Warszawie po
raz pierwszy ujrzał Helenę Marię
Beatus, z domu Wiśniewską, Ży-
dówkę, neofitkę, wykształconą i
atrakcyjną, żonę bogatego kupca,
z którym miała córeczkę Annę.
Zakochali się w sobie do szaleń-
stwa. Została jego muzą. Gdy
Helena, opuściwszy męża, udała
się wraz córeczką do Włoch, ks.
Szandlerowski, wziąwszy urlop
dla celów naukowych, pojechał
za nimi. Od lata 1909 do kwiet-
nia 1910 r. razem z ukochaną bu-
szowali po Sycylii, Neapolu, Rzy-
mie, Florencji oraz Wenecji, zbie-
rając materiały do publikacji z za-
kresu historii sztuki. Wracając do
kraju, na kilka tygodni zatrzymali
się w Paryżu.
Na grochowskiej plebanii
O związku ks. Antoniego z He-
leną zapewne nic nie wiedzie-
li przełożeni, bowiem w kwiet-
niu 1910 r. otrzymał on niewiel-
kie probostwo w Grochowie koło
Kutna. Na plebani wraz z nim za-
mieszali jego rodzice, siostry Bro-
nisława i Karolina z dziećmi oraz
Helena Beatus z córeczką. He-
lenę przedstawiono parafianom
jako „trzecią siostrę” proboszcza.
W grudniu 1910 r. ks. Antoni nie-
spodziewanie rozchorował się.
Zmarł 8 stycznia 1911 r. na pleba-
nii w Grochowie, mając zaledwie
33 lata, zostawiając w nieutulo-
nym smutku swoją muzę. Powo-
dem śmierci miało być zakażenie,
jakiego nabawił się w Warsza-
wie albo w wyniku zabiegu chi-
rurgicznego, albo pobicia i okale-
czenia przez zbirów wynajętych
przez zazdrosnego męża Heleny,
Beatusa.
Ziemiec i Bożenna
To Helena Beatus sprawiła, że
ks. Antoniego Szandlerowskie-
go pochowano na warszawskich
Powązkach. Dopilnowała też,
aby jego grobu nie zdobił żaden
krzyż. Bo przecież wyraźnie na-
kazał:
"Na grobu mego zimny głaz
Nie stawcie krzyża – Bo Wasz
Krzyż
Nie wznosi ducha mego wzwyż
Bo nie jest z Chrysta – jedno z
was."
Przejąwszy wszystkie literackie
autografy, pośmiertnie wydała –
własnym kosztem - jego pisma, w
których często pojawiają się oni
sami – jako Ziemiec i Bożenna.
Napisała i pod pseudonimem Me-
litta wydała powieść „Zachód”,
będącą pomnikiem ukochanego.
Jeszcze za życia wykupiła kwate-
rę obok jego mogiły. Zmarła 11 li-
stopada 1916 r. w wieku zaledwie
34 lat. Groby Ziemca i Bożenny
stykają się z sobą, przypomina-
jąc prostą prawdę, że miłości nic
nie jest w stanie rozdzielić, nawet
śmierć…
Remigiusz Matyjas