10
NASZE SPRAWY
N
aprzełomieXVIII iXIXw.
w Nowej Wsi gospodaro-
wał pruski generał Lindner.
Później majątek znajdował
się w posiadaniu Borowskich, Gąsio-
rowskich, Szuchów,HubówiDaszew-
skich.W2006 r. dwór odkupiła od po-
wiatu grójeckiego wnuczka ostatniego
właściciela, Klaudia Maria Daszew-
ska-Sajnóg. Przekonała się, że renowa-
cja takiego obiektu, chylącego się już
ku upadkowi, to arcytrudne przedsię-
wzięcie…
Gąsiorowscy
W 1821 r. w posiadanie Nowej Wsi
wszedł Tomasz Gąsiorowski, war-
szawski restaurator i hotelarz, biegle
władający językiem francuskim. Ku-
piwszy w 1803 r. Hotel Pruski, prze-
robił go naHotelAngielski. Towłaśnie
tutaj 10grudnia 1812 r.wdrodze zwy-
prawy moskiewskiej zatrzymał się na
krótki odpoczynek Napoleon Bona-
parte. Potem fakt ten umiejętniewyko-
rzystywano przy reklamie hotelu, eks-
ponując m.in. kominek, przy którym
grzał się cesarz.
– Cesarz zgodził się zostać ojcem
chrzestnymmojej córkiAnieli – chwa-
lił się pan Tomasz sąsiadom, podczas
jednej zucztwnowowiejskimdworze.
Sprawy gospodarcze majątku No-
wa Wieś na bieżąco prowadził komi-
sarz Jakub Gąsiorowski, o tempo pra-
cy dbał karbowyTeodorWołukin, a la-
su pilnował gajowy Antoni Wiśniew-
ski. Tomasz Gąsiorowski planował
oderwanie swoich dóbr od Boglewic i
utworzenie tutaj nowej parafii;m.in. te-
mu celowi służyło ufundowanie przez
niego w Nowej Wsi kaplicy (grobo-
wej), do dziś zresztą zachowanej, cho-
ciaż w opłakanym stanie. 12 sierpnia
1836 r. wNowejWsi zmarła córkaTo-
masza, Joanna Gąsiorowska, 30-letnia
panna. Sam Tomasz przeniósł się do
wieczności 23maja1844 r.wfolwarku
Franulin (część wsi Gołębiów), mając
74 lata. Byćmoże jeszcze za jegożycia
NowąWieś orazHotelAngielski prze-
jął syn Franciszek (1806-1867), absol-
went Wydziału Prawa i Administra-
cji UW, oficer powstania listopadowe-
go, kolekcjoner, bibliograf, powieścio-
pisarz, posługujący się pseudonimem
F. Nowowiejski, zainspirowanym za-
pewnewłaśnieNowąWsią.
Hotel
Z Gąsiorowskimi należałoby wiązać
fakt założenia w nowowiejskim par-
ku hotelu… Mieścił się on w drew-
nianym, dużym, piętrowym domu,
wzniesionym na piwnicach starej, ro-
zebranej gorzelni. „Tak na parterze, jak
i na pierwszym piętrze, przez całą dłu-
gość budynku ciągnął się korytarzma-
jącyw szczytach duże oszklone drzwi.
Po obu stronach korytarza systemem
hotelowymrozmieszczonebyłynume-
rowane pokoje. Oba szczyty budynku
zakończone były obszernymi weran-
dami, kuchnia zaś mieściła się w sute-
renie wraz z pralnią i pomieszczeniem
na warzywa i opał” – tak opisywał ten
obiekt jeden z następców Gąsiorow-
skich, Tadeusz Marian Daszewski. Je-
go zdaniem, pierwotnie hotel funk-
cjonował zapewne w okresie letnim,
przyjmując głównie gości zWarszawy.
NapoczątkuXXw.,najakiśczas,urzą-
dzonotutajpensjonat,zktóregochętnie
korzystała płeć piękna.
Szuchowie
PoGąsiorowskich przyszły rządy Szu-
chów, rodziny wyznania ewangelicko-
augsburskiego, wywodzącej się z Sak-
NowaWieś kołoWarki kojarzona jest głównie z bitwą z 18 maja 1863 r., Sadowniczym Zakładem Doświadczalnym,
odwiedzonym kiedyś przez Edwarda Gierka, oraz Zespołem Szkół Ogrodniczych, który wychował rzesze grójeckich
sadowników. Tym ostatnim, podczas szkolnych praktyk zawodowych, zdarzało się dreptać obok siedziby śp. Sadowniczego
Zakładu Doświadczalnego, mieszczącej się w zabytkowym dworze. Ów dwór, wzniesiony na początku XIX w., już na długo
przed profesorem Szczepanem A. Pieniążkiem stanowił symbol nowoczesnego sadownictwa, oczywiście w wydaniu
ziemiańskim.
sonii.Najbardziej znanymjej reprezen-
tantemjest JanChrystianSzuch (1752-
1813) – architekt i ogrodnik działają-
cy w Warszawie. W Nowej Wsi go-
spodarował jego syn, Adolf Grzegorz
Szuch, budowniczy, po którymzostało
wiele realizacji w stolicy. Dziś pewnie
byłby gwiazdą PTTK: przy okazji stu-
diówwParyżu, zwiedził napieszopra-
wie całą Europę. Po powrocie w roku
1824dokrajuożenił sięzWiktoriąElż-
bietą Fukier, córką właściciela sławnej
winiarni na StarymMieściewWarsza-
wie, apotemuczestniczyłwPowstaniu
Listopadowym. Gospodarując w No-
wej Wsi, nie tylko przebudował dwór,
ale także interesował się szkodnikami
roślin, korespondując z przyrodnikiem
AntonimWagą. 5marca 1861 r. wNo-
wej Wsi, w wieku 54 lat zmarła Wik-
toria Elżbieta Szuch, tuż przed śmier-
cią krótko, lecz ciężko chorując. Po-
chowana została na warszawskich Po-
wązkach. Adolf Szuch, jej mąż, poże-
gnał się ze światem1grudnia1880 r.w
Warszawie, a spoczywa na cmentarzu
ewangelicko-augsburskim.
Hubowie
Następny dziedzic Nowej Wsi, Mie-
czysław Huba, podobnie jak poprzed-
nik, pochodził z rodziny wyznania
protestanckiego. Idąc w ślady ojca,
wzorowego rolnika gospodarującego
wGrójeckiem, uprawiał buraki cukro-
we, jęczmień, koniczynę, owies, psze-
nicę, ziemniaki i żyto, hodował urod-
ne jałowice (wyróżniane w konkur-
sach), stosował nawozymineralne („w
10 gatunkach”), meliorował grunty.W
1874 r. opublikował pracę pod wielce
wymownymtytułem: „Rezultatyupra-
wy płodów rolnych na nawozach mi-
neralnych i obornychotrzymane z pola
doświadczalnegowNowejWsi za rok
1873 i 1874”.
Mieczysław i Emilia z Krzywoszew-
skich Hubowie wiedli całkiem świa-
towe życie. Córka Izabela przyszła
na świat 31 marca 1864 r. w Dreźnie,
a ochrzcił ją ks. Jakub Buk, tamtejszy
proboszcz i kapelan dworu saskiego,
łużycki pisarz, publicysta i folklorysta,
doskonale mówiący po polsku. Cór-
ka Wanda i syn Włodzimierz urodzili
się jużwNowejWsi.MieczysławHu-
ba zmarł w roku 1895, przeżywszy o
10 lat synaWłodzimierza, pochowane-
go na cmentarzu w Jasieńcu. Po jego
śmierci Nową Wsią zarządzała wdo-
wa, mająca ponoć „wielkopańskie na-
wyknienia rozrzutności i zupełny brak
zmysłu do rachunków, a przy tym i
wiek poważny”.Majątek zlicytowano.
TadeuszMarianDaszewski
Nowy właściciel, Michał Kajetan Da-
szewski (1850-1935), dziedzicBrzumi-
na kołoGóryKalwarii, zostawił Emilię
Hubową wNowej Wsi na dożywociu.
W1907r.DaszewskiodsprzedałNową
Wieś swojemu synowi. Mowa oczy-
wiście o Tadeuszu Marianie Daszew-
skim (1882-1972), rolniku, patriocie,
miłośniku pięknych kobiet i koni. Do
historii przeszedł przede wszystkim ja-
ko pionier sadownictwa, już w 1912 r.
zakładając wNowejWsi sad, a następ-
nie powiększając godo115ha.Wmię-
dzywojniuNowaWieś stała się poligo-
nemdoświadczalnymwzakresie pielę-
gnowania, nawożenia, doboru odmian,
zwalczania szkodników drzew owoco-
wych oraz przechowywania i transpor-
tu owoców, miejscem odwiedzanym
przez wycieczki z całego kraju. Da-
szewski, eksportując wyprodukowane
przez siebie owoce w firmowych opa-
kowaniach do Anglii oraz postulując
rozwój przemysłu przetwórczego, wy-
przedzał swoją epokę.
Niemajakwdomu
Tadeusz Marian Daszewski najlepiej
czuł się w nowowiejskim dworze. Tu-
taj oddawał się swoim pasjom: strze-
lectwu, jeździectwu i tresurze zwie-
rząt. W długie zimowe wieczory lubił
sobie postrzelać z colta albo ze sztuce-
ra. Strzelnica („szeroka skrzynia z gru-
bych dębowych bali, napełniona po-
piołem, obita od tyłu stalową blachą”)
ustawiona była na drzwiach prowa-
dzących do pokoju gospodyni, a świa-
tło zapewniały dwie lampy naftowe
umieszczone po obu stronach tarczy. Z
dużego salonu wyrzucono meble, wy-
sypując podłogę trocinami zmieszany-
mi z piaskiem, a na ścianach zamonto-
wano trzy lampy naftowe. Dziedzic
Nowej Wsi właśnie tutaj, w wolnych
chwilachwdzień albowdługie jesien-
ne i zmowie wieczory, ujeżdżał konie,
tresował psy, jelonki, maciorkę („szyb-
ko nauczyła się wolt i posłusznie ma-
szerowała po dużymkole”), o borsuku
i kocie niewspominając.
Możemuzeumsadownictwa?
Czy dwór w Nowej Wsi zostanie ura-
towany przed kompletnymupadkiem?
Czy powstanie w nim izba historii sa-
downictwa, o której 1 czerwca 2010 r.
na posiedzeniu Rady Powiatu wGrój-
cu mówiła Klaudia Maria Daszew-
ska-Sajnóg, wnuczka TadeuszaMaria-
na Daszewskiego? Czy naszym punk-
temhonoru nie powinno być systemo-
we ocalenie od zapomnienia duchowej
i materialnej spuścizny grójeckiego sa-
downictwa poprzez zorganizowanie w
Nowej Wsi muzeum z prawdziwego
zdarzenia?
RemigiuszMatyjas
DWORY I PAŁACE GRÓJECCZYZNY (2)
NowaWieś - idealne miejsce na muzeum sadownictwa
P
odczas ostatniego nabo-
żeństwa żałobnego wlepił
wzrok w obraz św. Izydora,
patrona oraczy, a szczegól-
nie w scenę anielskiej orki. Ów ma-
drycki chłop, żyjący na przełomie
XI i XII w., wiernie służąc Bogu i
ziemskiemu panu, otrzymał nagrodę:
gdy spał, jego pole orały dwa anioły.
Idąc w kondukcie, dobrze mógł się
przyjrzeć swoim sąsiadom – współ-
czesnym Izydorom: z pogrzebu na
pogrzeb coraz bardziej garbatym,
krzywym, łysym i siwym. „Widać
my - sadownicy nie zasługujemy na
pomoc niebios” – dręczył się, niepo-
mny na to, że zawsze jest ktoś, kto o
nas myśli. I to myśli tak po prostu,
bez względu na własny interes.
Po pogrzebie zaraz przebrał się w ro-
bocze łachy. Założył kapcie, bo w
gumowcach obcierają mu się stopy.
Teraz ziemia jest tak twarda, że pod-
czas chodzenia na czworakach niesa-
mowicie bolą kolana, a do tego wbi-
jają się w nie ostre patyczki – dzie-
ło sadowniczej kosiarki, całorocz-
na zmora ciągnikowych opon i dę-
tek. Żeby zniwelować ból kolan i
przeciwdziałać reumatyzmowi, roz-
kłada pod drzewem starą kurtkę, na
której klęka jak w kościele albo le-
ży jak na materacu – gdy sięga, stę-
kając, po najdalej leżące jabłuszko.
Wygląda to śmiesznie, ale na szczę-
ście, nie licząc dzików, myszy, zaję-
cy i żab, nikt nie widzi go w tej sytu-
acji, bowiem żona i córki pracują już
w mieście, a na brata zza wschodniej
granicy w tym roku go nie stać. Z ja-
błoniami walczy sam.
Tego dnia słońce nie dawało za wy-
graną, ugór herbicydowy wydzielał z
siebie wyjątkowo usypiającą (wręcz
zabijającą) woń, tylko patyczki, prze-
bijające się przez kurtkę, nie pozwa-
lały mu usnąć. Zatem, opadając z sił,
coraz wolniej napełniał wiaderko
ZAWSZE KTOŚ O TOBIE MYŚLI
jabłkami, z coraz większym trudem
powstawał z ziemi, żebywysypać jo-
nagoldy do skrzyni.
Nie wiadomo, czy to był udar, czy
sen. W każdym razie konary jabłoni,
pod którą leżał, wydały mu się aniel-
skimi włosami, a obok stanęły dwa
osobniki, mające skrzydła u ramion.
– To do tego gospodarza wysłał nas
św. Piotr na zarobek – powiedział
Gabriel. – Ile tu leży jabłek, ile pie-
niędzy! – dodał z zadowoleniem.
– Bierzemy się do roboty – zadecy-
dował Michał.
Gabriel i Michał uwijali się w takim
tempie, że słychać było tylko muzy-
kę wygrywaną przez jabłka wpada-
jące do wiaderek i skrzyń oraz trze-
pot skrzydeł. A prawdziwą sensację
wywołali już na punkcie skupu owo-
ców, usytuowanym w pobliżu skle-
pu.
– Ile tego nazbieraliście! – powie-
dział z podziwem kierownik, wypła-
cając im należność za owoce.
– To wszystko? – zapytali, licząc
drobniaki.
– Św. Piotr wam nie powiedział, że
przemysł kosztuje 15 groszy? – dzi-
wił się kierownik. – Starczy wam na
lody i piwo – zażartował.
– Jak wrócimy z pustymi kieszenia-
mi, św. Piotr zamknie przed nami
drzwi. Co robić? – głowili się Ga-
briel i Michał.
W końcu poszli na piwo. Pod skle-
pem, podczas rozmowy z nowymi
kolegami, w których względy wku-
pili się, stawiając im tatrę, nasłuchali
się wielu ciekawych rzeczy o sadow-
nikach i ich życiu.
– Wy tam, w niebie, daliście się
uwieść wysokim cenom owoców w
sklepach i nienawistnym, wobec sa-
downików, wpisom na Facebooku?!
– dziwili się rozmówcy Gabriela i
Michała. – Z naszej przysklepowej
perspektywy najlepiej widać, że sa-
downicy są niewolnikami własnego
niby-bogactwa, nie to comy – wolni
ludzie – mówili niczym filozofowie.
Gabriel i Michał dowiedzieli się, że
młodzież nie chce już truć się opry-
skami i dokładać do biznesu. Z każ-
dego domu ktoś, nawet kilka osób,
pracuje poza gospodarstwem, więc
jeszcze jedna taka klęska urodzaju,
jak w tym roku, a na wsi zostanie pa-
ru epigonów sadowniczego mitu…
– Powiemy to św. Piotrowi – wołali
Gabriel i Michał, wznosząc się zyg-
zakiemku niebu, pełni nadziei, że zo-
staną wysłuchani i zrozumiani.
Wtem, rozległ się huk... Otworzył
oczy. Nie widział już ani Gabriela,
ani Michała, ani punktu skupu, ani
sklepu. Skonstatował, że kilkana-
ście metrów od niego, w międzyrzę-
dziu, doszło do wypadku rowerowe-
go. Obok roweru leżała ranna dziew-
czyna. Doczołgał się do niej. „Sen
czy jawa? Anioł, czy znajoma z Fa-
cebooka?” – zastanawiał się, z pie-
tyzmem odgarniając dłońmi włosy z
jej twarzy.
– Jechałam, żeby pomóc ci zbierać
jabłka, ale wywaliłam się na dziu-
rze wyrytej przez dzika – wyszep-
tała, uśmiechając się delikatnie, nie-
ziemsko…
RemigiuszMatyjas