12
NASZE SPRAWY
M
ówi się, że nie ma lu-
dzi niezastąpionych,
ale w tym przypad-
ku to się nie spraw-
dza –wspomina Stanisława Sitarka
nauczycielka i była dyrektor Szko-
ły Podstawowej w Gołoszach Ge-
nowefa Czarnecka. – Zawsze był
uśmiechnięty, życzliwy i pełen ser-
ca dla innych. Długo żyję na świe-
cie, ale człowieka tak wszechstron-
nie działającego i tak czyniące-
go dobro nie spotkałam. Człowiek
wielki, nie tylko posturą. Najwy-
raźniej trzeba było wielkich tam,
na górze i odszedł – dodaje.
Zmarły niedawno Stanisław Sita-
rek (61 lat) pochodził z Katarzyno-
wa w gminie Błędów, ale z Grój-
cem łączyło go wiele więzów. Był
absolwentem miejscowego LO,
przez lata pełnił funkcję członka
Rady Społecznej Szpitala, przez
ostatnie dwie kadencje radnego po-
wiatu. – Zawsze dobrze przygoto-
wany, świetnie czuł sprawy samo-
rządowe – wspomina go kolega z
rady powiatu Janusz Karbowiak.
Był aktywnym działaczem Związ-
ku Sadowników RP. - Różniliśmy
się czasami jak dojść do celu. Spra-
wie sadowniczej i związkowi był
oddany. Byliśmy czasem po prze-
ciwnych stronach politycznej bary-
kady, ale nigdy nie wykonał prze-
ciwko mnie żadnego wrogiego ge-
stu, często wspierał – wspomina
prezes ZSRP i poseł MirosławMa-
liszewski. – Na protestach przed
zakładami przetwórczymi, kie-
dy zbliżała się interwencja policji,
Wspomnienie o Stanisławie Sitarku
część sadowników się wycofywała.
Stasiek stawał obok mnie i mówił,
że jest postawny, więc będzie moją
obroną i nie cofnie się na krok. Twar-
dy był z niego facet – dodaje parla-
mentarzysta. – Kiedy źle się działo
w sadownictwie, nadawał rytm pro-
testom – podkreśla sadownik i prze-
wodniczący Rady Gminy w Błędo-
wie Mirosław Jakubczak.
WGrójcu pojawiał się na uroczysto-
ściach patriotycznych. To dzięki nie-
mu udało się zorganizować spotka-
nia z kombatantami gen. Janem Pod-
horskim (AK, NSZ) i Piotrem Zwo-
lińskim (ROAK). - Poznaliśmy się
w 1991 czy w 1992 r. kiedy organi-
zowałem jedne z pierwszych Świąt
Niepodległości w Grójcu po 1989 r.
Stanisław działał wtedy w ZCHN –
wspomina JacekAdamski.
Centrum jego działalności była gmi-
naBłędów. –Przez szesnaście lat peł-
nił funkcję mojego zastępcy. Zgod-
nie nam się współpracowało, bardzo
dużo udało się zrobić– ocenia wójt
Błędowa MarekMikołajewski.
Współpraca polityczna Stanisława
Sitarka i Marka Mikołajewskiego
sięga początków lat 80., kiedy roz-
poczęli działalność w Solidarności
Rolników Indywidualnych. – Sta-
nisław pierwszy rzucił hasło orga-
nizacji pikników w sadach błędow-
skich. Przegłosowaliśmy pomysł na
zarządzie gminy – przypomina Mi-
rosław Jakubczak. Przewodniczą-
cy Rady Gminy w Błędowie nie ma
wątpliwości, że Stanisław jest posta-
cią, którą ludzie zapamiętają na dłu-
gie lata. –Wniósł bardzo dużo w ży-
cie społeczne. Dla wielu był niewy-
godny, bo miał odwagę powiedzieć
prawdę bez względu na konsekwen-
cje – podkreśla.
Wielką pasją Stanisława Sitarka
była piłka nożna, ukochaną druży-
ną Sadownik Błędów. – Żył klubem.
Wiecznie coś organizował dla Sa-
downika, mecze, wyjazdy, transport
piłkarzy. Starał się, aby chłopcy mo-
gli się rozwijać – dodaje Jakubczak.
Wiele dobrego zawdzięcza mu szko-
ła podstawowa w Gołoszach. Był jej
absolwentem, podobnie jak jego cór-
ki Justyna i Urszula. – Zawsze pytał,
w czym może pomóc. Kiedy przed
szkołą układaliśmy kostkę, chociaż
miał pracę w sadzie, dał swoje samo-
chody i pracowników. Zorganizował
transport i rozładunek. Nawet kiedy
jego córki przestały chodzić do na-
szej szkoły, wspierał nas. Poświęcał
czas, pieniądze. Nie oczekiwał nic w
zamian – wspomina pani Genowefa
Czarnecka. – Był pierwszy do pra-
cy. Nie trzeba było prosić, samofero-
wał pomoc. Nigdy niemówił, że cze-
goś nie zrobi, bo teraz nie ma czasu.
Zawsze zastanawiałam się kiedy na
to wszystko znajdował czas – mówi
pani Czarnecka. – Nie ma słów, któ-
re rekompensowałyby tę stratę.Whi-
storii naszej szkoły, jego zasługi zo-
staną zapisane złotymi zgłoskami
– dodaje.
Społeczeństwo lokalne zawdzię-
cza mu bardzo wiele. – Zabiegał
o powstanie gimnazjum w Błędo-
wie, o remont dróg. Był trzeźwo,
nowocześnie i wszechstronnie my-
ślącym człowiekiem. Daj Boże,
żeby było więcej takich ludzi jak
Stasiek Sitarek – wspomina Ja-
kubczak. Sekretarz gminy Błędów,
Grójczanin Jacek Adamski twier-
dzi, że jeszcze za wcześnie, żeby
oceniać jego pracę. – Dopiero czas
pokaże, jakwiele rzeczy zrobił. Jak
wiele rzeczy zapalał, bo sam był
płomieniem i jak płomień niespo-
dziewanie zgasł. Tak po ludzku bez
sensu – mówi. – Nigdy nie zadbał
o siebie. Nie pojechał na urlop, nie
wybrał się do sanatorium. Ciągle
coś robił, dla wszystkich znalazł
czas – opowiada Adamski. I do-
daje: – Dzwonili do mnie zakon-
nicy z Nowego Miasta. „Prawda
to, że Stasiek nie żyje?”– pytają.
„Nie żyje” – odpowiadam. „Prze-
cież on nam soki przywoził na dni
kapucyńskie” – słyszę niedowie-
rzanie w słuchawce. I to pokazuje
jak w wielu różnych przedsięwzię-
ciach uczestniczył Stanisław. Cza-
sem drobnych, czasem dużych.
Pojechał na zebranie Akcji Kato-
lickiej, dla Caritasu coś zorgani-
zował, podwiózł staruszkę. Wszę-
dzie czynił dobro, denerwował się,
przeżywał. Taki zostanie, nie w pa-
mięci, ale jako część naszego życia
społecznego – podsumowuje Jacek
Adamski.
Tomasz Plaskota
fot. grojec24.net
Cojakiśczaszkrólestwajabłoni
doniebieskiegosadu,wciszy,
przenosząsięostatnipionierzy
grójeckiegosadownictwa.W
styczniustawiłsiętamJanStanisław
MokosazBartodziejów(kiedyś
Maćkowice), znanypodswoim
drugimimieniemStanisław, adla
rodziny poprostu–wujoStasio.
Całeżyciesłużyłziemi,niepoddając
sięprzeciwnościomlosu.
K
ochał ziemię. Nie była to
jednak miłość ślepa, w
której zacierają się priory-
tety. Gdy wymagało tego
dobro społeczne, potrafił powiedzieć
jabłoniom: „Teraz będę rzadziej was
odwiedzał, bomamcoś dozrobienia”.
RodzinaMokosów
W 1892 r. Józef Mokosa ożenił się z
wdową Marianną Woźniak, z domu
Maciak. Z tego związku przyszło na
świat siedmioro dzieci, w tym naj-
starszy –Antoni.Antoni Mokosa, tata
wuja Stasia, urodził się w 1893 r. w
Zaborowie, a zmarł w 1950 r., wwie-
ku 57 lat, już w Maćkowicach, gdzie
zbudował duże gospodarstwo, zna-
ne na całą okolicę. Pomagała mu w
tym żona Julianna, z domu Maciak,
pochodząca z Katarzynowa (parafia
Błędów). Jakwidać, związki zMacia-
kami były u Mokosów niemal na po-
rządku dziennym.
Inżynierskadusza
Jan Stanisław Mokosa, czyli wujo
Stasio, urodził w 1927 r. w Mać-
kowicach. Podobnie jak jego sio-
stry: Helena, Janina i Ludwika naj-
Legat wuja Stasia
pierw uczęszczał do szkoły w Zabo-
rowie, a potem w Lewiczynie. Wła-
śnie w Lewiczynie w roku szkolnym
1940/1941 ukończył siódmą klasę
szkoły powszechnej. W czasie wojny
dalsza edukacja nie była możliwa, a
szkoda, bowiem wykazywał zdolno-
ści, zwłaszcza w kwestiach technicz-
nych. Gdyby jego życie potoczyło
się inaczej, pewnie zostałby inżynie-
rem. Tymczasemw 1950 r., po śmier-
ci ojca, objął gospodarstwo.
Gospodarz
Prowadził schedę, przypominającą
mały PGR. Postawił nowy dom i bu-
dynki gospodarcze. Były tam konie,
krowy, prosiaki, kurki, kaczki, rosły
zboża, z rokuna rokprzybywało jabło-
ni, z czasem gniade zostały zastąpione
traktorami, wóz konny ziłem i nyską,
kosa kombajnem, a szpadel spycha-
czem, tzw. stalińcem. Sprzęt zawsze
był zadbany i sprawny. W latach 50. i
60.rolnikówtakichjakon,zwanokuła-
kami,acałejwsidoskwierałyobowiąz-
kowe dostawy na rzecz państwa.
-Gdy zniesiono już obowiązkowe do-
stawy – zażartował kiedyś wujo – po-
czątkowomiałemwrażenie, że czegoś
mi brak...
Ojciec
W międzyczasie ożenił się z Jani-
ną Barańską. Wychowali razem czte-
ry córki: Elżbietę, Halinę, Kazimie-
rę i Janinę (Ninę) oraz syna Antonie-
go (Tolka). Syn, upragniony następca,
oczywiściedostał imięna cześćdziad-
ka.Dzieci chodziłydo szkoływZabo-
rowie, wzniesionej w latach 30. i roz-
budowanej po wojnie. W latach 60.
nie była ona już w stanie pomieścić
młodzieży, a wujo Stasio pragnął, aby
jego dzieci uczyły się w lepszych wa-
runkach. Ucieszył się, gdy 15 grudnia
1966 r. do Zaborowa zjechała delega-
cja rządowa. Przedstawiciele władz
obiecali poparcie dla idei budowy no-
wej szkoły, jeśli prace zostaną rozpo-
częte w czynie społecznym.
Naczelekomitetu
Wujo Stasio, notabene członek ZSL,
stanął na czele społecznego komite-
tu budowy szkoły, do którego należe-
li także: Marian Mokosa, Franciszek
Wrzosek i Zygmunt Jakubczak. Szko-
łę zaczęto stawiać w nowymmiejscu,
systemem gospodarczym, przy du-
żym zaangażowaniu miejscowej spo-
łeczności. Inwestycję prowadził inży-
nier Tomasz Koczaj. Zaczęto od wy-
budowania drogi gruntowej potrzeb-
nej do dowozu potrzebnych materia-
łów. Potem wykopano fundamenty,
zwieziono żwir i piasek. W czerwcu
1969 r. plac budowy był czysty, upo-
rządkowany, bez towarzyszących
zwałów cegieł, desek i innych mate-
riałów budowlanych. „Z fundamen-
tów wyłaniają się już mury przyszłej
szkoły i przylegającego doń budynku
mieszkalnego dla nauczycieli” – do-
nosiła prasa.
Wswoimżywiole
Bohater tej opowieści, znajdując
wspólny język z Koczajem i kie-
rownikiem szkoły Ryszardem Pod-
laskiem, dwoił się i troił. Szkoła, co
podkreślają świadkowie tamtych dni,
to niejako jego dziecko. Realizował
się jako inżynier, a w razie potrzeby
osobiście układał posadzkę – co do
milimetra. Wtedy rzadziej zaglądał
do sadu, trochę odpuścił robalom zże-
rającym jabłka, bo liczyła się przede
wszystkim szkoła. Nową zaborow-
ską szkołę 15 października 1970 r. od-
wiedził CzesławWycech, działacz ru-
chu ludowego, nauczyciel, historyk,
były minister oświaty, a wtedy – jako
członek ZSL- marszałek Sejmu PRL.
Przy tej okazji wujo podejmował go
także na swoich włościach. Z pasją
opowiadał o szkole i sadowniczym
trudzie, gestykulując dłońmi, a gość
uważnie słuchał.
Później…
8 lutego 1971 r. w szkole, niedługo po
jej otwarciu, zmarł kierownik Podla-
sek.Ale szkoła już była: piękna imoc-
na, toteż przygarnęła nas niczymmat-
ka. 10 listopada2014 r. otrzymała imię
Ziemi Grójeckiej.Wujo Stasio, wtedy
już chory i słaby, jakby zawstydzony
tym, co kiedyś zrobił, odsłonił tablicę
pamiątkową. Wtedy jeszcze nie wie-
dział, że przyjdzie mu przeżyć śmierć
syna Tolka. Teraz są już razem. Obu
wostatniej ziemskiejwędrówce towa-
rzyszył sztandar zaborowskiej szkoły.
RemigiuszMatyjas
Jan Stanisław Mokosa oprowadza po swoim sadzie Czesława Wycecha i innych gości, 15.10. 1970 r.