ŻYCIE GRÓJCA
|
MAJ 2018
SPORT
15
P
iszemy o Wilimowskim, bo
był to nie tylkowspaniały pił-
karz. Jego życie - przez dzie-
siątki lat postaci zapomnia-
nej i „zakazanej” w powojennej Pol-
sce - to gotowy scenariusz filmu fabu-
larnego. Poza tymmiło powspominać
nasze przewagi nad Brazylijczyka-
mi, tak dla pokrzepienia serc chociaż-
by (oczywiście nie zapominamy też o
zwycięstwie nad „Canarinhos” 1:0 po
golu Grzegorza Lato na Mundialu w
1974 r. w Niemczech w meczu o III
miejsce).
Zmiananazwiska
Ernest przyszedł na świat 23 czerwca
1916 r. w Katowicach. Matka Pauli-
na Florentyna Pradella, Niemka, uro-
dziła go jako panna, gdyż biologicz-
ny ojciec (nazwisko nieznane) zginął
zapewne na jednym z frontów I woj-
ny światowej jako żołnierz Cesarstwa
Niemieckiego. Po powstaniach ślą-
skich Katowice znalazły się w grani-
cach odrodzonej Polski, więc Ernest
Pradella był obywatelem polskim. W
1929 r. matka wyszła za mąż za Ro-
mana Wilimowskiego, urzędnika i
powstańca śląskiego z polskiej rodzi-
ny osiadłej wChorzowie. Pan Roman
usynowił Ernesta, dając mu swoje na-
zwiskoWilimowski.
Zagmatwanatożsamość
Ernest Wilimowski jakiś czas uczęsz-
czał do prestiżowego gimnazjum w
Katowicach.Wdomu rodzinnym(ka-
tolickim) mówił wgwarze śląskiej, w
szkole i publicznie po polsku, chociaż
czasem posługiwał się też językiem
niemieckim, żeby zrobić przyjemność
mamie.
– Jestem Górnoślązakiem – mówił o
sobie, będąc też graczem reprezen-
tacji Śląska, dla której w sześciu me-
czach, najczęściej przeciwko repre-
zentacji Śląska Niemieckiego, zdobył
siedemgoli.
Ernest Wilimowski – piłkarz, który przyćmił Brazylię i…
Niemoże teżdziwić fakt, że jakooby-
watel polski, grający z orzełkiem na
piersi, postrzegany był przez społecz-
nośćniemieckąnaŚląsku jako„zdraj-
ca”...
Talentdanyznieba
Wybrańcom bogów, chociaż zwykle
trenują niesystematycznie i za koł-
nierz nie wylewają, wszystko przy-
chodzi samo z siebie. Należał do nich
niepozorny z wyglądu Ernest Wili-
mowski (174 cmwzrostu), chłopak o
rudych włosach, odstających uszach,
krzywych nogach, sześciu palcach u
prawej stopy i szelmowskim uśmie-
chu, obdarzony poczuciem humoru,
nie stroniący od zabawy i hazardu. Za
co się wziął, wszystko robił najlepiej.
Od dziecka grał wnogę, w szczypior-
niaka, w hokeja, w szachy, w ping-
ponga i jeździł na nartach (pod koniec
grudnia 1938 r. zdarzyło mu się szu-
sować po górach razem z niejakim
Karolem Wojtyłą, późniejszym pa-
pieżem Janem Pawłem II). W I lidze
zadebiutował już jako niespełna trzy-
nastolatek, występując w niemieckim
klubie 1. FC Katowice. Wtedy jesz-
cze nazywał się Pradella.
Takstrzelapijak
Ernest Wilimowski w 1934 r. zwią-
zał się z polskim klubem Ruch Haj-
duki Wielkie (obecnie Ruch Cho-
rzów). Debiut w ekstraklasie zali-
czył 8 kwietnia 1934 r. w wyjazdo-
wym meczu z Cracovią, a pierwsze-
go gola strzelił 29 kwietnia tego roku
w Chorzowie w 17. minucie meczu z
Wisłą Kraków, wygranym przez cho-
rzowian 4:1. Na boisku wyróżniał się
techniką, świetnym ustawianiem się
i niebywałą skutecznością. W latach
1934-1939 w barwach chorzowskie-
go klubu rozegrał 86 spotkań, zdoby-
wając117bramek.WmeczuzUnion-
Tourning-Łódź, wygranym12:1, wbił
aż 10 goli, co do dziś stanowi niepobi-
ty rekord naszej ekstraklasy.
– Patrzcie, tak strzela pijak –miał kie-
dyś zażartować po jednymzmeczów.
Wraz z chorzowskimklubemwywal-
czył cztery tytuły mistrza Polski i trzy
tytuły króla strzelców.
Zorłemwkoronienapiersi
Już jako niespełna osiemnastolatek
zadebiutował w narodowych bar-
wach. Pierwszego gola dla Polski
zdobył 23 maja 1934 r. w Sztokhol-
mie w towarzyskim meczu ze Szwe-
cją. Selekcjoner Józef Kałuża powołał
go także do reprezentacji olimpijskiej.
Co za szkoda, że zdolny dwudziesto-
latek nie zagrał w turnieju w Berlinie,
gdzie Polska wywalczyła IVmiejsce.
Ktowie, z nimbyćmoże zaszlibyśmy
aż do finału. Tymczasem z reprezen-
tacji olimpijskiej wyrzucono go za al-
kohol… Na dłuższą metę Kałuża nie
mógł sobie jednak pozwolić na rezy-
gnację z usług najlepszego polskiego
piłkarza. W 1938 r., m. in. dzięki po-
stawie Wilimowskiego, pokonaliśmy
w dwumeczu Jugosławię, awansując
domistrzostw świata we Francji.
LepszyniżLeonidas
Na mistrzostwach świata rozegrali-
śmy tylko jeden mecz – w pierwszej
rundzie – ale za to jaki! Naszymprze-
ciwnikiem była sama Brazylia, ma-
jąca gwiazdę w osobie 25-letniego
Leonidasa da Silva, zwanego „czar-
nym diamentem” i „człowiekiem z
gumy”. 5 czerwca 1938 r. na stadio-
nie w Strasburgu Leonidas, nota bene
król strzelców tego turnieju, zaapliko-
wał Polsce aż trzy gole. Pierwsze tra-
fienie zaliczył już w 18. minucie. Ale
jużw23.minucie, po faulunawycho-
dzącym na czystą pozycjęWilimow-
skim, Fryderyk Scherfke, napastnik
Warty Poznań, wykorzystał rzut kar-
ny i zrobiło się 1:1. Niestety, w25.mi-
nucie Romeu Pellicciari wyprowadził
Brazylię na prowadzenie 2:1, a w 44.
minucie Jose Peracio podwyższył na
3:1. Druga połowa, przy padającym
deszczu, okazała się już teatrem jed-
nego aktora. Po golachw53. i 59. mi-
nucie Wilimowski doprowadza do
remisu 3:3. W 71. minucie Brazylia
obejmuje prowadzenie 4:3 po drugim
golu Peracio. Kiedy wydawało się, że
już po sprawie, na minutę przed koń-
cem spotkania,Wilimowski strzela na
4:4. Wdogrywce na dwa gole Leoni-
dasaWilimowski odpowiada jednym.
Przegraliśmy 5:6. W następnej run-
dzie znalazła się Brazylia, ostatecz-
nie zajmując IIImiejsce. Zbezpośred-
niego pojedynku z Leonidasem zwy-
cięsko wyszedł jednak polski snajper,
zdobywając aż 4 gole w jednym me-
czu!
OstatnimeczdlaPolski
27 sierpnia 1939 r. cała Polska pasjo-
nowała się meczem z wicemistrzami
świata Węgrami, który odbył się na
Stadionie Wojska Polskiego w War-
szawie. Po 30 minutach Węgrzy pro-
wadzili 2:0.Wtedy do akcji przystąpił
Wilimowski, popisując się hat-tric-
kiemoraz wywalczając rzut karny za-
mieniony na gola przezEdwardaDyt-
kę.Wygraliśmy4:2, aonbył naustach
i w sercachwszystkich Polaków!
– Jednego z goli Wilimowski strze-
lił po rajdzie od połowy boiska, wjeż-
dżając z piłką do węgierskiej bramki
– wspominał naoczny świadek wyda-
rzenia, śp. Bohdan Tomaszewski, le-
gendarny komentator sportowy.
Dylemat
Kilka dni później wybuchła woj-
na, weryfikując plany życiowe mło-
dych ludzi, stawiając przed nimi dyle-
maty, których jakże często nie moż-
na było rozwiązać bezboleśnie. Ernest
Wilimowski, jakwielu innychpolskich
piłkarzy o złożonej tożsamości naro-
dowej (Fryderyk Scherfke, strzelec
pierwszego gola dla Polski w mistrzo-
stwach świata, miał korzenie niemiec-
kie) znalazł się w arcytrudnej sytuacji.
Szansą na przeżycie było wpisanie się
na niemiecką listę narodowościową.
Tak właśnie uczynił m.in. Ernest Wi-
limowski.
DlaTrzeciejRzeszy
Uniknięcie powołania do Wermachtu
poprzez wstąpienie do niemieckiej po-
licji nie okazało się do końca skutecz-
ne, bowiemWilimowskiego widywa-
no także w mundurze wojskowym, a
nawet odniósł rany na froncie. Tak na-
prawdę uratowała go gra w piłkę noż-
ną w klubach niemieckich oraz w re-
prezentacji Trzeciej Rzeszy. Uściślij-
my: zawodowa grawpiłkę nożną. Zo-
stał gwiazdą niemieckiego futbolu, bo-
wiemnadal robił to samo, co wPolsce
i na francuskimMundialu: strzelałwię-
cej goli, niż miał sytuacji. W sumie w
ośmiu meczach w barwach Trzeciej
Rzeszyw latach 1941-1942 zdobył 13
goli. Zmarł 30sierpnia1997 r.wKarls-
ruhewwieku81 lat.Na jegopogrzebie
nie było delegacji PZPN.
Mogłobyćinaczej
Wnaszych skomercjalizowanych cza-
sach zachowanie Ernesta Wilimow-
skiego, traktującego futbol nie tylko
jako pasję życiową, ale także jako za-
wód, nie budziłoby pewnie specjal-
nych kontrowersji. On jednak grał w
piłkę w innej epoce, a do tego musiał
zmierzyć się z wojną. Zamienił orzeł-
ka na swastykę, czego nad Wisłą ni-
gdy mu nie zapomniano. Po wojnie
nie odważył się, choć tak bardzo tego
chciał, przyjechaćdoPolski.Aprzecież
wszystkomogłoby się potoczyć zupeł-
nie inaczej, gdyby nie ta przeklętawoj-
na.
– Gdyby doszło do mistrzostw świata
w1942r. niewykluczone, żeniemówi-
libyśmy o Pele, a mówilibyśmy oWi-
limowskim – twierdzi Andrzej Gowa-
rzewski, dziennikarz sportowy, histo-
ryk piłki nożnej.
RemigiuszMatyjas
10 maja 2018 w godz. 9.00 –
13.00 na terenie boiska Grójec-
kiego Ośrodka Sportu ”Mazow-
sze” odbył się turniej piłki noż-
nej o puchar Przewodniczące-
go Rady Miejskiej w Grójcu.
W
zawodach wystar-
towało sześćdzie-
sięciu młodych pił-
karzy z 5 zespołów.
Zawody rozpoczęły się od do-
losowania ekip do dwóch roz-
stawionych drużyn najwięk-
szych szkół miejskich. Turniej
przebiegał w dobrej atmosfe-
rze i słonecznej pogodzie. Pierw-
sze miejsce zajęli młodzi piłka-
rze z PSP nr 1 w Grójcu , pokonu-
jąc w dogrywce meczu finałowe-
go PSP Bikówek. Trzecie wywal-
czyła PSP nr 2 Grójec, a czwar-
te miejsce zajęli uczniowie PSP
Częstoniew. Piąta w tym roku
była reprezentacja PSP nr 3 Gró-
jec. Wszystkie zespoły otrzymały
pamiątkowe puchary i dyplomy.
Ponadto otrzymały nagrody rze-
czowe, w postaci piłek, ufundo-
wanych przez Przewodniczące-
go Rady Miejskiej. Organizator
przewidział także nagrody indy-
widualne. Najlepszym strzelcem
został Skarzyński Kacper PSP Nr
2. Najlepszym bramkarzem wy-
brano Wysockiego Filipa z PSP
Częstoniew, a najlepszym za-
wodnikiem został Kozłowski Jan
z PSP nr 1 Grójec. Wyżej wymie-
nieni zawodnicy otrzymali statu-
etki. Nagrody wręczył w imieniu
pana Adama Siennickiego dy-
rektor GOS Mazowsze Jerzy Biń-
kiewicz. Zawody prowadzili sę-
dziowie z Radomskiego Okrę-
gowego Związku Piłki Nożnej.
Dziękujemy za udział i zaprasza-
my na kolejne imprezy.
DOIS GOS
"JEDYNKA" Z PUCHAREM
Tym razem odstępujemy od zasady, że wspominamy piłkarzy związanych z grójeckim futbolem.
Za kilkanaście dni Mundial w Rosji (14 czerwca – 15 lipca) z udziałem naszych orłów. Godzi
się przypomnieć, iż reprezentacja Polski wmistrzostwach świata zadebiutowała 80 lat temu
we Francji. 5 czerwca 1938 r. w Strasburgu rozegraliśmy mecz z Brazylią, w którym piłkarskim
geniuszem zabłysnął Ernest OttonWilimowski, zdobywca aż czterech goli dla Polski.