12
HISTORIA/NASZE SPRAWY
B
ywa też, przy okazji
okrągłych rocznic, że o
Piotrze Wysockim po
prostu się zapomina.
Nie zaszkodzi nieustannie przypo-
minać tego, kim był, pokazywać
go jako żołnierza i bohatera, jako
zwykłego człowieka.
ZWarki do Pawłowic
Przyszedł na świat 10 września
1797 r. w Warce albo w podwa-
reckich Winiarach, otrzymując na
chrzcie świętym imiona: Piotr Ja-
cek. Rodzice, Jan i Katarzyna z
Brzumińskich, zaliczali się do nie-
zbyt zamożnej szlachty, toteż trud-
no im było wychować i wykształ-
cić gromadkę dzieci. Wyprowadzi-
li się zWarki do Pawłowic pod Tar-
czynem.
Romantyk
Piotr, ledwie skończywszy jedena-
ście lat, stracił ojca. Nie dziwmy
się, że – w takiej sytuacji – musiał
pomagać w gospodarstwie, że nie
został profesorem wyższej uczelni.
Podstawy wiedzy zdobyte w gim-
nazjum w Warszawie będzie przez
całe dorosłe życie poszerzać drogą
konsekwentnego samouctwa. Pa-
sjonował się historią (nieprzypad-
kowo, wzywając podchorążych do
boju, odniósł się do starożytności
– do Termopil), kochał poezję ro-
mantyczną.
Spiskowiec
Szansą na zostanie kimś okazała
się kariera wojskowa w armii Kró-
lestwa Polskiego. Wysocki, urodzi-
wy i przystojny mężczyzna, wstą-
pił do wojska w grudniu 1818 r.,
osiadając w Warszawie. Awanso-
Bohaterowie odchodzą w samotności
wał na podporucznika grenadie-
rów gwardii. W Szkole Podcho-
rążych Piechoty, gdzie prowadził
musztrę, nazywano go poczciwym
Piotrem. Marzyła mu się niepodle-
gła Polska. Polska bez rosyjskiej
kurateli, bez szpiegostwa i donosi-
cielstwa. W 1828 r. stanął na czele
tajnego Związku, który przeszedł
do historii jako Sprzysiężenie Wy-
sockiego.
Nie chciał władzy
Spiskowcy postawili sobie za cel
samo wzniecenie rewolty przeciw-
ko rosyjskiemu zaborcy, ufając, że
na jej czele staną autorytety na-
rodowe. I właśnie ów brak ambi-
cji politycznych okazał się kata-
strofalną pomyłką. Władzę poli-
tyczną i wojskową nad zrywem
– rozpoczętym 29 listopada 1830
r. – przejęli sceptycy, wręcz prze-
ciwnicy walki zbrojnej, dążący do
jak najszybszego dogadania się z
carem.
Uniknął poćwiartowania
Piotr wziął udział w wielu bitwach
powstania listopadowego, dowo-
dził – jako major – pułkiem. We
wrześniu 1831 r., broniąc war-
szawskiej Woli, został ranny i do-
stał się w ręce Rosjan. Nie złama-
ły go jednak ani przesłuchania, ani
wyroki sądowe (kara śmierci naj-
pierw przez ćwiartowanie, a na-
stępnie przez powieszenie). Pozo-
stał wierny sobie i Polsce. Myślał
o niej na dalekiej Syberii, dokąd,
za łaskawą wolą cara, wysłano go
w 1834 r. na dwadzieścia lat ka-
torgi. W 1835 r. zorganizował nie-
udaną ucieczkę, co przypłacił prze-
dłużeniem o kilka lat zesłania oraz
karą tysiąca kijów. W Europie po-
jawiła się wiadomość, że Wysocki
nie żyje, ale silny organizm prze-
trzymał i tę kaźń. Piotr trwał, zy-
skując sobie szacunek towarzy-
szy niedoli i autochtonów. Praco-
wał ponad siły, aż w końcu docze-
kał się złagodzenia warunków po-
bytu na nieludzkiej ziemi. Nie naj-
gorzej mu się wiodło: produkował
mydło, czytał, pisał, obchodził ko-
lejne rocznice Nocy Listopadowej.
Powrót
W 1857 r., już jako sześćdziesię-
cioletni mąż, wrócił z zesłania do
kraju. Nie dostał pozwolenia na
zamieszkanie w Warszawie. Za-
tem 27 października 1857 r. sta-
nął na wareckim rynku, w mieście
dzieciństwa. Początkowo jego po-
jawienie się wywołało pewien en-
tuzjazm. Okoliczne ziemiaństwo
zakupiło dla niego w Warce dom
z gospodarstwem. Bohater Nocy
Listopadowej przeistoczył się w
rolnika, wykazując aktywność na
polu społecznym. W 1859 r. do-
prowadził do przeniesienia pro-
chów książąt mazowieckich z ruin
kościoła dominikańskiego do ko-
ścioła franciszkańskiego, czym za-
początkował warecki obyczaj pa-
triotyczny.
W biedzie
Niestety, wraz z upływającymi la-
tami coraz bardziej słabł na zdro-
wiu, coraz bardziej odcinał się od
ludzi albo ludzie zapominali o nim,
traktując jak dziwaka – dlaczego
odrzuca propozycje ślubu napły-
wającego z kraju od egzaltowa-
nych patriotek? W liście do przy-
jaciela pisał o sobie: „ja tu żyję jak
O PiotrzeWysockimwie się najczęściej tylko tyle: bohater Nocy Listopadowej. Nieraz zresztą jego rolę dziejową bagatelizuje się,
twierdząc, z przekorą, że w zasadzie błysnął wielkością 29 listopada 1830 r., wywołując powstanie, a potem już niczego więcej nie
dokonał. Nie brak nawet komentarzy typu: bohater jednej nocy, który żył zbyt długo, szkodząc swojej legendzie.
pustelnik, ja biedak, nieszczęśliwy
biedak”. Cóż, również w tamtych
czasach trudno było wyżyć z rol-
nictwa. A gdy jeszcze za orkę brał
się schorowany człowiek, który
przyjął do swojego domu rodzinę
murarza Tabaczyńskiego, to finał
musiał być opłakany. Piotr popadł
w biedę, uciekając w świat ksią-
żek i wspomnień. Przeklinał ge-
nerałów, którzy w 1830 r. zaprze-
paścili szanse powstania. Wszakże
gdy w 1863 r. wybuchło powstanie
styczniowe, jego sprawców uznał
za szaleńców, jakby samemu sta-
jąc się generałem Chłopickim. Zu-
pełnie już schorowany, bez gro-
sza, sprzedał gospodarstwo. Zro-
bił to, żeby zaspokoić stojących
za drzwiami wierzycieli i pozy-
skać środki na przeprowadzkę do
Warszawy. Nie chciał dogorywać
na łożu, pod którym Tabaczyńska
trzymała zaszlachtowanego wie-
przka. Chciał dokonać żywota w
jakimś warszawskim przytułku.
Na cokole
Nie zdążył wyprowadzić się z
Warki, umierając 6 stycznia 1875
r. Jego grób, znajdujący się na
miejscowym cmentarzu parafial-
nym, długie lata nie cieszył się ja-
kąś specjalną czcią. Do ożywienia
wśród Polaków i samych warczan
pamięci o bohaterze, który wszyst-
ko oddał ojczyźnie, przyczynili się
ludzie z zewnątrz, zwłaszcza zaś
J. S. Harbut, pisarz historyczny z
Krakowa. Piotr Wysocki na dobre
zadomowił się w wareckim oby-
czaju patriotycznymw 1930 r., gdy
Warka wraz z całą Polską święto-
wała 100-lecie powstania listopa-
dowego. Jest tu teraz wziętym pa-
tronem, a w 2007 r. zbudowano mu
pomnik.
Remigiusz Matyjas
D
obiegają powoli koń-
ca oficjalne obchody
600-lecia praw miej-
skich. Oczywiście, z
różnych powodów, niektóre kon-
cepcje, np. pomysł nakręcenia fa-
bularyzowanego
dokumentu
o
Grójcu (około 60 minut), należało
odrzucić jako zbyt śmiałe (czytaj:
zbyt drogie) albo odłożyć na póź-
niej. Nie ma jednak co załamywać
rąk. Małymi kroczkami do wszyst-
kiego dojdziemy, nawet do Oscara,
więc na wszelki wypadek scena-
riusz podłożyłem pod nogę kreden-
su (już nie zapomnę gdzie leży),
a znany reżyser tak się zapalił do
projektu, że poczeka na wici. Póki
co cieszmy się profesjonalnym fil-
mem jubileuszowym, trwającym
trzy minuty i dziesięć sekund.
W2019 r. i tak wydarzyło się dużo.
Zbliżyliśmy się do siebie. Para-
da młodzieży szkolnej oraz odtań-
czony gremialnie „Polonez grójec-
ki” pokazały, jaką jesteśmy potęgą,
a nawet udowodniły, że potrafimy
się do siebie uśmiechać. Zaczę-
liśmy spłacać dług wdzięczności
wobec tych, którzy przed nami wy-
deptywali ścieżki, po których te-
raz chodzimy. W tym kontekście,
szczególnego wymiaru nabiera fakt
odsłonięcia na ratuszu tablicy pa-
miątkowej ku czci przedwojenne-
go burmistrza Tadeusza Olszew-
Grójecka wielokulturowość
skiego (1898-1944), obdarzonego
pośmiertnie honorowym obywa-
telstwem Grójca. Jakaż to musia-
ła być satysfakcja dla uczestniczą-
cego w wydarzeniu bratanka bur-
mistrza - profesora Andrzeja Kazi-
mierza Olszewskiego. Czekał lata-
mi, aż w tym roku sprawa uczcze-
nia stryja, który tyle zrobił dla
Grójca, ruszyła z kopyta, nabiera-
jąc wymiernych kształtów. Okaza-
ło się, że nie tylko warczanie mają
swoją historię i są z niej dumni (na
wareckim ratuszu wiszą cztery ta-
blice, odnoszące się do przeszło-
ści miasta). Już niedługo szydercze
zestawianie ratusza wareckiego z
grójeckim przestanie mieć jakikol-
wiek sens. Obok wiszącej już tabli-
cy jest przecież jeszcze miejsce na
następne tablice, a mamy co i kogo
upamiętniać.
Podczas obchodów 600-lecia, co
bardzo dobrze świadczy o burmi-
strzu Dariuszu Gwieździe, doce-
niono wielokulturowość historii.
Burmistrz jest tutaj bardzo otwar-
ty, w odróżnieniu od decydentów,
którzy unikają tego tematu, przez
wielu wciąż uważanego za tabu,
w obawie przed przegraniem wy-
borów. A historia Polski, czy się
to komu podoba czy nie, jest wie-
lokulturowa. W drugiej połowie
XIX w. 2/3 społeczności Grójca
stanowili Żydzi. Nie można pisać
historii Grójca, wymazując z niej
Żydów, Rosjan, Niemców, Wło-
chów, a może nawet Szkotów (z
pewnością mieszkali w sąsiedniej
Warce). Wspólnie z nimi współ-
tworzyliśmy historię Grójca, na-
szą historię.
Idzie tylko (i aż) o to, żeby ją – bez
uprzedzeń i ideologii – poznawać
i umieć o niej opowiadać, choć-
by tak jak to robi Małgorzata An-
drychowicz, nauczycielka Szkoły
Podstawowej nr 2, polonistka, li-
derka dialogu. Niech żałują ci, któ-
rzy nie uczestniczyli w poprowa-
dzonym przez nią spacerze śladami
kultury żydowskiej. Nie wszystko
jednak stracone, bowiem Mazo-
wiecka TV, co też jest owocem ob-
chodów 600-lecia, nakręciła uro-
kliwy reportaż – dostępny w Inter-
necie. A jednak umiemy robić fil-
my, więc może…
Remigiusz Matyja
s