10
NASZE SPRAWY
W1858r.sukces„Halki”oznaczał
dlaStanisławaMoniuszkim.in.
przeprowadzkęzprowincjonalnego
Wilnadoniemalżeeuropejskiej
Warszawy,gdziezostałdyrygentem
operpolskichwTeatrzeWielkim.Już
wnastępnymrokuzadedykował
publicznościwarszawskiej,wformie
wdzięcznościzażyczliweprzyjecie
jegomuzykiizachętędodalszej
pracy, jednązeswoich najlepszych
oper–„Hrabinę”.
„Hrabina” to kolejny owoc współpra-
cy z Włodzimierzem Wolskim, auto-
rem libretta „Halki”, warszawskim li-
teratem, o poglądach rewolucyjnych,
zarazemnie stroniącymodprzyjemno-
ści życia.
Oczymbędzielibretto?
Zofertą napisania librettawystąpił sam
Wolski. - Chciałbym popełnić dla cie-
bie nowe libretto – zaproponował.
– Jaki będzie jego przedmiot? – spytał
kompozytor. - Zdaj się na mój węch –
odpowiedział tajemniczoWolski.
Moniuszko, myślący o czymś war-
szawskim, tym razem nie do końca
zaufał intuicji przyjaciela.
– Stwórz, Włodzimierzu, komiczny
obraz ubiegłej doby, zewnętrznie przy-
strajającej się w eklektyczne rokoko,
ale aspirującej do własnego stylu, od-
dającej się zbytkowi i zabawie, ale za-
razem niejako poprzez legiony, które
przyniosły nad Wisłę nowe tradycje i
początki stylu empire, nie skąpiącej
krwi dla ojczyzny – zarysował swoją
wizję opery kompozytor. – Co sądzisz
oWarszawie z przełomu XVIII i XIX
w.? – zasugerował.
– Starcie dwóch światów: kosmopoli-
tycznego, utożsamianego z arystokra-
cją, zwłaszcza zaś z pałacem Pod Bla-
chą, oraz patriotycznego, reprezento-
wanego przez wierną narodowym tra-
dycjom i obyczajom szlachtę –wmig
rzucił błyskotliwy librecista.
Wstydliwedzieje
Moniuszko i Wolski wzięli na warsz-
tat niezbyt chlubny rozdział z ojczystej
historii. PorozbiorowaWarszawa cza-
sów pruskich była widownią różnych
– nierzadko gorszących – scen. Ksią-
żę Józef Poniatowski, gospodarz pała-
cu Pod Blachą, w którym mieszkał ze
swoją francuską przyjaciółką, Henriet-
tą z Rarbatan hrabiną de Vauban, nie
będąc jeszcze bohaterem narodowym,
jako idol „złotej młodzieży”, pławił się
we francuszczyźnie, winie, damskich
alkowach, paradował nago na koniu
po ulicach.
„Hrabina”jestwłaśnie satyrąnapolską
arystokrację tamtych czasów, bezkry-
tyczniemałpującąparyskąmodę i oby-
czaje, beztrosko bawiącą się na łonie
rozdrapanej przez sąsiadówojczyzny.
Młodawdowa
Hrabina, tytułowa bohaterka, mło-
da i atrakcyjna wdowa, przygotowuje
wspaniały bal, na który przyjęła zapro-
szenie sławna pani de Vauban. Zatem
wdomu wrzejakwulu,anajpracowit-
szą pszczółką wydaje się być Dzidzi,
siostrzeniec podstarzałego Podczaszy-
ca, reprezentant „złotej młodzieży”,
smalący cholewki do Hrabiny. Kraw-
cy szyją wytworną suknię dla Hrabi-
ny, która zamierzawystylizować się na
Dianę. Nienajlepiej czuje sięw tym to-
warzystwie Bronia, wnuczka starego
Chorążego, daleka krewna Hrabiny,
przysłana ze wsi doWarszawy, aby w
wielkim świecie nabyła manier i ogła-
dy.Wszechobecna sztuczność i cudzo-
ziemszczyzna drażnią nawykłą do pro-
stoty, szczerości i swobody dziewczy-
nę (pieśń „O mój dziaduniu”). Jest za-
Rok z Moniuszką
- lekka satyra na arystokrację
kochana w młodym szlachcicu Kazi-
mierzu, jednym ze swoich sąsiadów,
niestety, całkowicie zadurzonym w
Hrabinie (aria „Od twojej woli”). Nic
Broni po tym, żeo jej rękęstara sięnie-
młody już Podczaszyc…
Rozdartasuknia
Hrabina śpiewa arię o swojej sukni ba-
lowej („Suknio, coś mnie tak ubra-
ła”), bowiem wreszcie zaczyna się
upragniony bal. Od świata Hrabiny,
do którego należą m.in. Podczaszyc
(na szczęście nie do końca zaślepio-
ny blichtrem) i Dzidzi, jakże różni się
świat Chorążego w kontuszu, Kazi-
mierzawżołnierskimuniformie i Bro-
ni w zwykłym stroju polskiej szlach-
cianki. Podczas próby przedstawie-
nia, mającego uświetnić bal, na rydwa-
niewkształciemuszli pojawia sięPod-
czaszyc, przebrany w strój Neptuna, w
towarzystwie nimf, trytonów i tańczą-
cych koźlonogich satyrów. Tymcza-
sem Bronia śpiewa o strumyku szem-
rzącym pod jaworem. Zdaniem war-
szawskiejelityjejśpiewaniejestpospo-
lite,zdaniemKazimierza,Chorążego,a
nawet Podczaszyca - piękne i szczere.
Gdy pani de Vauban przybywa na bal
i wszyscy biegną ją przywitać, Kazi-
mierz nieostrożnie zaczepia ostrogą i
rozdziera Hrabinie suknię. Młody żoł-
nierz traciwzględyHrabiny, a szczęśli-
wyDzidzi zaciera ręce...
Poniewczasie
W akcie III przenosimy się - w tona-
cji elegijnego poloneza - dowiejskiego
dworkuChorążego. Kazimierzwalczy
gdzieś daleko na wojnie (zapewne w
szeregach Legionów Polskich). Oka-
zuje się, że nie tylko Bronia za nim tę-
skni. Niespodziewanie do domu Cho-
rążego przybywa Hrabina wraz z nie-
odstępującym jej na krok Dzidzim.
Zrozumiała, że uczucie Kazimierza
było owiele więcej warte niż suknia z
tiulu i z gazy albo komplementy z ust
bawidamków. Dowiedziawszy się, że
Kazimierz właśnie wraca z wojny, po-
myślała, żewdrodzepowrotnej zatrzy-
ma się właśnie tu. Pragnie odzyskać
jego serce (aria „On tu przybywa”).
Kazimierz rzeczywiście zjawia się w
domuChorążego (aria „Rodzinnawio-
ska już się uśmiecha”). Bronia niepo-
koi się, że jegospotkaniezHrabiną jest
nieprzypadkowe. Tymczasem Kazi-
mierz, który czuł już coś do skromniej
Broni, o czym ona nie wiedziała, wita
Hrabinę uprzejmie, ale chłodno. Wfi-
nale Podczaszyc rezygnuje z ożenku z
młodziutkąBronią, proszącChorążego
o jej rękęwimieniu…Kazimierza.Za-
wiedziona Hrabina, która poniewcza-
sie dojrzała domiłości, opuszcza dwo-
rek Chorążego, w towarzystwie rzecz
jasna Dzidziego…
PolowanienaWolskiego
Moniuszko, będący w mistrzowskiej
formie kompozytorskiej, zainspiro-
wany niedawnym pobytem w Pary-
żu, gdziem.in. zafascynował go instru-
ment dęty o nazwie ofiklejda (róg ba-
sowywkształcie nawiązującymdo fa-
gotu), ostro wziął się do pracy. Zada-
nia nie ułatwiał mu librecista, które-
go nieraz musiał szukać po warszaw-
skich szynkach. „Ja teraz okrutnie je-
stem zajęty instrumentowaniem i pró-
bami Hrabiny i polowaniem na Wol-
skiego, który mi się jak lis przed char-
tem po knajpach kryje! A to co mo-
ment potrzebuję mieć tego prałata pod
ręką! Ale zresztą dobrze idzie i zda-
je się, że powodzenie będzie niezgor-
sze” – dowcipnie pisał Moniuszko 18
listopada 1859 r. w liście do przyjacie-
la, Edwarda Ilcewicza. W tzw. środo-
wisku prowadzono już kampanię prze-
ciwko „Hrabinie”, więc trudno się dzi-
wić, że Moniuszko, mający jak każdy
poważny artysta swoich wrogów, tuż
przed premierą rozchorował się na ser-
ce.
Premiera
Premiera, wyznaczona pierwotnie na
1 stycznia 1860 r., ostatecznie doszła
do skutku 7 lutego tego roku, oczy-
wiście na scenie opery warszawskiej.
Hrabinę zagrała Paulina Rivoli (tytu-
łowa Halka), Bronię – Józefa Cho-
dowiecka-Hess (sopran), panną Ewę
– Bronisława Dowiakowska (sopran),
Kazimierza – Mieczysław Kamiński
(tenor),Chorążego–WilhelmTroschel
(bas), Podczaszego – Alojzy Żółkow-
ski (baryton), Dzidziego – Leopold
Matuszyński (tenor).
Zdaniem „Gazety Warszawskiej”,
„Hrabina” („wypieszczone dziec-
ko imaginacji kompozytora”) zosta-
ła przyjęta przez publiczność z jesz-
cze większym entuzjazmem niż „Hal-
ka”, a sam Moniuszko, stanąwszy
przed pulpitem, zanim zaczął dyry-
gować, aż pięć minut musiał się kła-
niaćwiwatującej na jegocześćpublicz-
ności. W recenzji opery pojawiły się
określenia: „lekka, zmuzyką niezmier-
nej przystępności, przeplatana, ale bar-
dzo skromnie – dialogiemmówionym
, także tam jednak są piękności, także
subtelności, arabeski, hafty w całej ro-
bocie, że trzeba się w nich rozejrzeć
dobrze, policzyć, usmakować”. Wob-
szernej uwerturze,wktórejMoniuszko
zestawił muzykę buduarową, oddającą
świat kosmopolitów, z muzyką ludo-
wą, myśliwską i po trosze wojskową,
oddającą świat patriotów, dostrzeżo-
no lekkość, przezroczystość, zachwy-
cając się ślicznym walczykiem. Walo-
ry dzieła docenił nawet Józef Sikorski,
redaktor „RuchuMuzycznego”, które-
go ubódł krytyczny obraz części spo-
łeczeństwa polskiego i który szyder-
czo nawał operę „dramatem rozdar-
tej spódnicy”. „Wynagradza nas au-
tor ślicznemi drobiazgami: cicha Bro-
nia, obywatelski Chorąży, jego dom
wiejski, piosenka <<Pomnę, ojciec
waśnin gadał>>, chóry myśliwskie,
wiele drobnych wyrażeń, sam nawet
Podczaszyc repolonizowany pod ko-
niec sztuki, wszystko to sympatyczne i
miłe” – pisał Sikorski.
Polonezniespodzianka
Spośród perełek muzycznych krytyka
rozpisywała się o jednej, dołączonej do
partytury w ostatniej chwili. Otóż w
czasie próby do Moniuszki podszedł
tenor Troschel, grający Chorążego.
– Mój dyrektorze, czyby to nie do-
brze było, żeby przed podniesieniem
kurtyny orkiestra choć parę akordów
zagrała – powiedział.
Pod wpływem tej sugestii Moniusz-
ko za pięć dwunasta wstawił jako
preludium do III aktu poloneza, no-
tabene już wcześniej publikowane-
go i przedstawionego Lisztowi. Po-
loneza napisanego pierwotnie na
fortepian błyskawicznie rozpisał na
trzy wiolonczelę, altówkę i kontra-
bas. Pojawienie się tego utworu na
premierze okazało się niespodzian-
ką nawet dla samych artystów. Tro-
schel i Żółkowski siedzą sobie na
scenie za stolikiem, czekając na pod-
niesienie kurtyny, a tu wiolonczelista
Szabliński zaczyna wraz z kolegami
grać poloneza… Publiczność prze-
szły ciarki, burza oklasków, bisy! A
gdy podniosła się kurtyna, Żółkow-
ski zawołał: „Mój chorąży, ot, siur-
pryza (niespodzianka), gdyby tak i
dla nas zagrać chcieli!” I zagrali… I
tak rozpoczął swoją karierę polonez
„Pan Chorąży” – uznany za „orkie-
strowe arcydzieło”, zasługujący na
godne miejsce panteonie polskich
polonezów, obok utworów Micha-
ła Kleofasa Ogińskiego czy Wojcie-
cha Kilara.
RemigiuszMatyjas
"Hrabina" na scenie opery poznanńskiej (1966 r.).