14
NASZE SPRAWY
Z bobasem przez Izrael i Palestynę
Pewniejużwiecie,żepodróżowanie
zdzieciakiemizplecakiemna
plecachtopryszcz.
Apodróżowaniezbobasem,
dzieciakiemiplecakiem?Hmmm...
napierwszyrzutokawydajesiędość
karkołomne,aleczytakimjestw
rzeczywistości?
O
czywiście, że ciągnęło
nas (to znaczy mnie i mo-
je dwie córki 10-letnią i
5-miesięczną) do Afry-
ki, bo jak od kilku lat zimuje się i wy-
grzewa pod Słońcem Czarnego Lą-
du, trudno nagle z tego zrezygnować.
Niestety, tym razem Afryka przegra-
ła. I nie dlatego, że jest niebezpieczna,
zabójcza i śmiercionośna, bynajmniej.
Wkońcu ludzie tamżyjąwzestawie z
noworodkami też, nie tylko autochto-
ni. Afryka przegrała z powodu wybit-
nie niekorzystnego stosunku ceny bi-
letówdo czasuwolnego, którymogły-
śmy przeznaczyć na podróż. Najzwy-
czajniej nie stać nas na kupowanie bi-
letów za 2000 zł po to, żeby poszwę-
dać się gdzieś przez dwa tygodnie.
WygrałIzrael
Zaczęłyśmygorączkowo szukać alter-
natywy, niestety nic nie wydawało się
choćby w połowie tak dobre jak Ke-
nia... Albo za zimno, albo za drogo,
albo za daleko albo… Aż zaszczyt-
nemiejsce na podiumwzawodach na
pierwszewakacje bobasawygrał Izra-
el.
Dlaczego? Powód pierwszy: bilet w
cenie 300 zł w dwie strony. Powód
drugi: 23 stopnie w lutym, ciepłe mo-
rze i słoneczna pogoda. Powód trzeci:
blisko do domu – niespełna 4 godziny
bezpośredniego lotu. Jeszcze był po-
wód czwarty, że niby Azja, niby pu-
stynia, a brak chorób nam nieznanych
i służba zdrowia na wysokim pozio-
mie –w razie – tfu, tfu - czego.
Obawy?
Jasne! W końcu podróżowanie z pię-
ciomiesięcznym berbeciem to no-
wość, a 4 godzinyw samolocie to nie-
zła zagadka. Obawy okazały się nie-
uzasadnione, w naszym przypadku
lot był bezproblemowy, a nawet 7-go-
dzinna jazda autobusem do drama-
tycznych nie należała.
A Izrael i Palestyna? Poza tym, że są
w ciągłym konflikcie? Poza czołgami
i zasiekami, kłębowiskami drutu kol-
czastego i dziesiątkami uzbrojonych
żołnierzywszędzie wokół?
Przyjazne! Bardzo przyjazne. Język
angielski powszechny, ludność go-
ścinna i wspierająca. A krajobrazy?
Boskie!
Trudnekrajobrazy
Samo południe kraju niby nieprzyja-
zne, bo do bólu pustynne, a jednak z
ciepłym i niezwykle urodziwymMo-
rzem Czerwonym. Ejlat, typowy ku-
rort usłany dziesiątkami, a może ra-
czej setkami hoteli i knajpek – droż-
szych i tańszych. Ale i dla włóczyki-
jów i zwolenników innej formy wy-
poczynku także atrakcji nie brakuje.
Choćby bajeczna, maleńka rafa kora-
lowa dostępna prosto z brzegu, można
nurkować i patrzeć i podziwiać i piać
z zachwytu. Góry pustynne na wycią-
gnięcie ręki, korytarze niezwykłych
formacji skalnych, izraelski szlak na-
rodowy. Piękne i surowe, trudne kra-
jobrazy. Aż chce się prychnąć: też mi
ziemia obiecana.
Słonawoda
Krajobraz zmienia się, gdy udamy się
na północ. Najpierw Morze Martwe,
o którym chyba wszyscy słyszeliśmy,
które od zawsze zachwyca i zaskaku-
je naukowców i laikówz całego świa-
ta.To słone jezioro jest najniżej po-
łożnym miejscem na Ziemi – ponad
400 metrów pod poziomem morza,
a jego zasolenie to około 26%. Słynie
ze swych właściwości leczniczych, i
sama woda i błoto i klimat wokół.
Astmy, alergie, problemy skórne –
podobno Morze Martwe radzi sobie
z nimi doskonale. Ale nam przede
wszystkim miało dostarczyć rozryw-
ki.
Utonąć?Niemożliwe...
Oczywiście, że tampojechałyśmy, nie
można nie spróbować kąpieli w tej
słonej zupie.
Doznanie pierwszorzędne! Doczłapa-
łyśmy do dzikiej plaży przez sad dak-
tylowy i piaski pustyni, przez zasieki
wojsk (to już Palestyna) i niezbyt buj-
ne suchorośla. Zapach siarki łaskotał
dziurki nosów, adelikatnyszumwody
zaczął docierać do uszu. Szumw sam
raz dla uszu małej Jagódki, spała pod
ści gry naszych juniorów w wielu
aspektach. Oczywiście mogliśmy
cieszyć się także z bardziej nama-
calnych rezultatów naszej pracy,
jakimi było wywalczenie przez
reprezentantów grójeckiego klu-
bu 30 indywidualnych medali w
wielu kategoriach wiekowych, a
także 10 wyższych norm na kate-
gorie szachowe.
Bezkonkurencyjny Boguś
Na szczególne wyróżnienie za-
służył Bogusław Pariaszewski,
który w tymże cyklu nie miał so-
bie równych w kategorii wieko-
wej 2005-2006 i niczym maszy-
wówka wystawiła na ten turniej
swoją czteroosobową reprezen-
tację. Wiemy także, że kolejnych
10 placówek mogłoby swobodnie
wziąć udział w DMP. Istnieje za-
tem duży potencjał rozwojowy i
mamy nadzieję, że z roku na rok
zawody te będą cieszyć się co-
raz większym zainteresowaniem.
Jesteśmy dumni, że rozpoczę-
ty przez nas 8 lat temu program
nauczania szachów w szkołach,
znalazł tak wielu naśladowców
na terenie naszego powiatu. Mię-
dzy innymi dzięki temu do nasze-
go klubu trafiają utalentowani ju-
niorzy z całego regionu.
Wizyta arcymistrzyni
Bardzo mile będziemy wspomi-
nać majową wizytę w naszych
progach arcymistrzyni Nomin-
Erdene Davaademberel, pocho-
dzącej z Mongolii, byłej mistrzy-
ni świata juniorów do lat 10, a
obecnie jednej z najsilniejszych
szachistek globu, która w trakcie
swojego tournée po Europie dała
namówić się na ekskluzywny wy-
stęp w Grójcu. Arcymistrzyni ro-
zegrała symultanę szachową, czy-
li pokaz jednoczesnej gry z wielo-
ma rywalami. W tym przypadku
było to 25 zawodników, w więk-
szości naszych juniorów i kilku
zaproszonych zawodników z in-
nych klubów. Sztuka pokonania
utytułowanej zawodniczki uda-
ła się jedynie Szczepanowi Pa-
riaszewskiemu. Dla wszystkich
dzieci już samo rozegranie partii
z szachistką tego formatu było nie
lada przeżyciem. Wizyta Nomin
była dla nas doskonałym wyda-
rzeniem z punktu widzenia pro-
mocji szachów w regionie, a oso-
biste gratulacje za jej organizację
złożył nam nawet prezes Mazo-
wieckiego Związku Szachowego.
Byliśmy aktywni
Oprócz wyżej wymienionych im-
prez nasi szachiści wzięli w ubie-
głym roku udział w kilkudziesię-
ciu innych wydarzeniach, mniej-
szej lub większej wagi, zarówno
na naszym „podwórku” o zasięgu
powiatowym, jak i na większych
arenach
–
mazowieckiej, a nawet
ogólnopolskiej, z których rela-
cje pojawiały się na łamach Ży-
cia Grójca. Z zawodów tych nasi
juniorzy przywieźli mnóstwo na-
gród, nowych kategorii czy też
zysków rankingowych. Podsu-
mowując, możemy uznać zeszły
rok za całkiem udany.
Adam Lasota
na do robienia medali, prawie
za każdym razem zawody koń-
czył ze złotym krążkiem na pier-
si. Po tak udanym poprzednim
roku także i w tym z oczywistych
względów nie mogło zabraknąć
tych zawodów w naszym grafiku,
a o tym, że był to dobry wybór,
mogliśmy przekonać się już na
styczniowym turnieju, podczas
którego nasz dziesięcioletni re-
prezentant, Filip Pułapa, wywal-
czył II kategorię szachową (sze-
rzej o tym wyczynie pisaliśmy w
poprzednim wydaniu ŻG).
Talentów nie brakuje
Drugą część podsumowania prze-
znaczamy na „nasze turnieje”.
Pod tą nazwą kryją się wszelkie
zawody oraz dodatkowe imprezy
związane z szachami, rozegrane
w siedzibie naszego klubu, czy-
li w Grójeckim Ośrodku Kultu-
ry. Do najważniejszego w sezonie
wydarzenia na miejscowej arenie
wyrosły Drużynowe Mistrzostwa
Powiatu Szkół Podstawowych w
Szachach Szybkich. Na czwartą
edycję zawodów, tradycyjnie roz-
grywanych w kwietniu, przybyło
11 szkół ze wszystkich zakątków
grójeckiego powiatu. Łatwo za-
tem policzyć, że co piąta podsta-
N
ie sposób zacząć ina-
czej, niż od wystę-
pów w cyklu "Grand
Prix Chylice-Piasecz-
no-Zalesie Górne", gdyż były to
ulubione wyjazdowe zawody gró-
jeckich szachistów, a to za spra-
wą niepowtarzalnej szansy mie-
rzenia się z jednymi z najlep-
szych zawodników na Mazow-
szu. W 2017 roku wraz z kilku-
osobową grupą juniorów byli-
śmy na każdym z dziewięciu tur-
niejów wchodzącym w skład GP.
Najważniejszym, ze szkolenio-
wego punktu widzenia efektem,
była zauważalna poprawa jako-
Mamy już luty, więc... przyszedł czas na podsumowanie ubiegłorocznych dokonań zawodników naszego klubu.
Zamieszczamy subiektywne (oczywiście) zestawienie najciekawszych wydarzeń, w których braliśmy udział.
SZACHOWE ŻYCIE GRÓJCA
– to był udany rok
baldachimem z kocyka wdychając
ponoć niezwykle zdrowe opary.
Żwir sowicie pokrywa wybrzeże,
nieszczególnie przyjemny dla stóp.
Pierwszydotykwody?Ale jak to?Zu-
pełnie jak olej, tłusta, trochę jak ben-
zyna. Lepka taka. Zanurzenie? Nie-
samowite, można leżeć w dowolnej
pozycji – utonąć nie można. Tylko te
drobinki soli wżerające się w skórę i
piekące okrutnie. Na dzikiej plaży nie
ma prysznica z wodą „słodką”... La-
torośl starsza syczała i marudziła całą
drogę do naszej noclegowni.
Dwakrajenajednejziemi
Od Morza Martwego już niedale-
ko do Jerozolimy, a wokół niej zielo-
no, pustynia ustępuje miejsca lasom i
zaroślom. Palestyna, nielegalna, nie-
akceptowana przez pół świata. Kraj
pod ciągłą okupacją. Zniknęła z wie-
lu map, a taka piękna. I Jerozolima z
zaułkami, uliczkami, straganami, ze
swoją ścianą płaczu i panami w kape-
luszach z wystającymi spod nich pej-
sami, z dziesiątkami meczetów i śpie-
wemmuezinów.
W Jerozolimie współistnieją chyba
wszystkie religie, niby równe, a jed-
nak niektóre lepsze, bo przecież sil-
niejszy ma zawsze rację. Niby Pale-
styna, a jednak Izrael, ciepłe uczucia
wobec ludu uciśnionego wypływa-
ją na wierzch. Trudne to wszystko,
bo i jedni i drudzy pragną swojego,
bezpiecznego państwa, tyle, że jed-
ni i drudzy chcą tworzyć swoje kraje
na tej samej ziemi. Nieprzyjaznej i pu-
stynnej, a jednak niezwykle atrakcyj-
nej, bowłasnej...
Tylko zimno w tej Jerozolimie niemi-
łosiernie. Na deser wróciłyśmy do Ej-
latu wygrzać się chwilę przed powro-
temdo naszej zmarzniętej krainy.
Pożarłyśmy tony falafli, dziesiątki pu-
deł hummusu i całe mnóstwo pit. I
jeszcze hałwy.
Zapachwojnywpowietrzu
Czy drogo? Zależy czego się ocze-
kuje. Jeśli codzienny obiad w posta-
ci falafli jest akceptowalny, a śniada-
nie i kolacja to pita z humusem, tro-
chę owoców i warzyw z bazaru – to
jest zupełnie niedrogo. Ale jeśli chce-
my zajadać sięwykwintnymi daniami
w eleganckich restauracjach... to już
mniej radośnie wyglądają ceny.
Ciekawa to kraina, pozostał tylko taki
dziwny niesmak, że Izrael zrodził się
wXXwieku z przemocy, że naród tak
okrutnie przez lata uciskany, teraz uci-
ska sam inny naród, że zapach woj-
ny wisi w powietrzu. Że tak do końca
nikt tam nie jest u siebie. Tylko to cie-
pło i Słońce...
A bobas? Bobas w podróży działa
jeszcze lepiej niż bez podróży, długie
spacery w wózku, ciałko wtulone w
chustę, przewijanie na plaży – czego
można chcieć więcej będąc dzidziu-
siem?
AnnaMakowska