Życie Grójca wydanie Nr 02/2018 - page 12

12
NASZE SPRAWY
P
ierwsze zderzenie z Per-
łą Karaibów niemal za-
parło nam dech w pier-
siach. Po wyjściu z sa-
molotu ogarnęło nas lepkie, gorą-
ce powietrze i w kilka sekund ob-
laliśmy się potem, jakby człowiek
przez pomyłkę w pełnym ubraniu
wszedł do sauny. Później dopie-
ro dowiedzieliśmy się, że wilgot-
ność powietrza przekraczała tego
poranka w 90 proc. Fajny począ-
tek – pomyślałam. Brakuje tylko
tropikalnego tajfunu, albo choćby
trąby powietrznej na przywitanie.
Wycieczka„polaquito”
Na szczęście nie spotkały nas
żadne pogodowe katastrofy, a
po wyjściu z lotniska zostaliśmy
miło zaskoczeni. Słyszeliśmy, że
wyspa jest jednym wielkim mu-
zeum starych samochodów. Ale
nie do tego stopnia. Wprawdzie
do miasta pomknęliśmy zabyt-
kowym fordem bel air z lat pięć-
dziesiątych, ale już kompletnie
odrestaurowanym. W roli taksó-
wek tymczasem zdarzają się jesz-
cze fantastyczne klasyki zacho-
wane w stanie naturalnym... Co
to oznacza? Towarzysząca nam
rodzina jechała cadillaciem bez
tylnej szyby, drzwi kierowcy i
pokrywy silnika. Oczywiście ni-
komu to nie przeszkadzało, nawet
policjantom.
Samochody zrobiły na nas
Kuba
– Perła Karaibów
Fot. Milena Deptuch-Peszek
Po drugiej stronie kuli ziemskiej – słońce, plaża
i drinki Cuba Libre, a tu... zima, rozpoczyna się
adwent, za chwilę będą ŚwiętaWielkanocne.
Miło więc na chwilę, choćby myślami wrócić
na plaże Cayo Santa Maria czy Cayo Coco.
Przestawiamy więc zegarki 6 godzin do tyłu
i dalej... w egzotyczny świat pod palmami.
Fot. Milena Deptuch-Peszek
Fot. Milena Deptuch-Peszek
Fot. Milena Deptuch-Peszek
ogromne wrażenie, chyba naj-
większe. Są przepiękne, sta-
re, różnych marek, ale przede
wszystkim odrestaurowane na tu-
tejszą modę, nie zawsze, a wła-
ściwie najczęściej na dorobio-
nych częściach i elementach ka-
roserii. Większość, niestety, jest
bardzo zadbana, co nie umniejsza
ich uroku. Udało nam się spotkać
kilka fiatów 126p, nazywanych tu
„polaquito”. Kierowca jednego
z nich, widząc nasze zaintereso-
wanie, pochwalił się wprowadzo-
nymi przeróbkami. Z podziwem
więc patrzyliśmy na wmontowa-
ną klimatyzację. Czy takim po-
jazdem nie wypadało się przeje-
chać? Oczywiście – za odpowied-
nią opłatą – odbyliśmy maluchem
rundkę uliczkami starej Hawany.
Z dymkiem cygara
Jak wspomniałam, pierwsze co
się rzuca w oczy, to auta. Na-
tomiast druga... to życzliwość,
otwartość oraz – co może zaskaki-
wać – zadowolenie z życia miesz-
kańców wyspy. Podczas wyciecz-
ki widzieliśmy puby, w których
Kubańczycy tańczyli, śpiewali i
byli po prostu szczęśliwi. Gorące
rytmy samby i rumby można było
usłyszeć w każdym miasteczku
tej przecudownej wyspy i to naj-
częściej w godzinach, w których
wydawałoby się, że ludzie powin-
ni być w pracy. Na swojej drodze
spotykaliśmy także ludzi grają-
cych w gry planszowe, a przede
wszystkim odpoczywających w
cieniu i palących cygara. Był to
stały i nieodłączny widok pod-
czas zwiedzania. Zaczęliśmy się
zastanawiać, czy w naszym (Eu-
ropejczyków) ciągłym pędzie za
pieniądzem, dobrami materialny-
mi nie zatraciliśmy radości życia,
jego spokojniejszej bardziej re-
fleksyjnej formy. Z drugiej strony
od razu pojawiała się myśl – ile
oni mogliby zrobić, gdyby sjesta
trwała o kilka godzin krócej...
Na plaży pod palmami
To nic, nie warto było tracić cza-
su na takie dyrdymały. Wyspa
jest przepiękna, krajobrazy wspa-
niałe, plaże szerokie, piaszczy-
ste, często z białego pisku oble-
wane lazurowym morzem, ideal-
nie komponują się z resztą wy-
spy. Podkreślę raz jeszcze - ba-
jeczne plaże zachęcały do leni-
stwa, biwakowania pod palma-
mi. Ale i tam rozrywek nie brako-
wało. Kto chciał słuchał muzyki
i brał udział w zajęciach organi-
zowanych przez hotelowych ani-
matorów. Większość jednak wy-
bierała pogodne rozmyślania i le-
niwą rozmowę przy przy szkla-
neczce typowego tu napoju.
Oczywiście w programie na-
szej wycieczki było obowiązko-
we zwiedzanie wyspy. Oprócz
Hawany, byliśmy też w Trynida-
dzie oraz odbyliśmy rejs na wy-
spę Cayo Blanco z możliwością
kąpieli z delfinami.
W Hawanie czas jakby się za-
trzymał. Powolny spacer fascy-
nującymi uliczkami uzmysławiał
nam, jak piękne było, jest jesz-
cze, a przede wszystkim może
być to miasto. Stare, pobudowa-
ne w stylu hiszpańskiego kolonia-
lizmu domy i pałacyki
architek-
tura wprost wymarzona, nastrojo-
wa, jakby przeniesiona z XIX w.
Niestety, również dla Kubańczy-
ków czas się tu zatrzymał. Więk-
szość domków nadaje się do ge-
neralnego remontu lub przynaj-
mniej do odnowienia. Nikt jed-
nak nie zawraca sobie tym głowy.
Pod wpływem... rumu
Następnie pojechaliśmy do mu-
zeum rumu gdzie poznaliśmy
krok po kroku sposoby dawnej
produkcji tego trunku oraz jaki
sprzęt był do tego potrzebny.
Największe poruszenie wywo-
łał ostatni punkt zwiedzania - de-
gustacja trunków. Napój tak nam
zasmakował, że każdy opuszczał
wytwórnię z kilkoma flaszeczka-
mi. Gdy wydawało się, że najcie-
kawsze mamy za sobą, czekała
nas jeszcze jedna niespodzianka.
Organizatorzy podjechali na dzie-
dziniec starymi autami. Oczywi-
ście wyszukałam nieziemskiego
chevi – Chevroleta Convertible
1958. Miałam okazję przejechać
się tym zabytkowym modelem,
co sprawiło mi ogromną przy-
jemność. Po całym intensywnym
dniu wróciliśmy do hotelu na ko-
lację i potem mieliśmy kilka dni
wolnego na odpoczynek i plażo-
wanie.
Kąpiel z delfinami
Jednak moją najpiękniejszą wy-
cieczką, spełnieniem marzenia
była możliwość kąpieli z delfina-
mi i wypoczynek na wyspie Cayo
Blanco. Na tej malowniczej wy-
spie rosną przepiękne palmy, któ-
re na plaży dają cień od gorące-
go słońca. Proszę sobie wyobra-
zić taki kiczowaty obrazek: błę-
kitna, gorąca woda, niemal bia-
ły piasek na szerokiej plaży, leża-
ki albo hamaki pod rozłożystymi
palami, nieco wgłębi okrągły ba-
rek z zimnymi napojami - aż za-
piera dech w piersiach. Po prostu
czułam się jak w raju, a przecież
odwiedziłam już parę ciekawych
miejsc w swoim życiu.
Kąpiel z delfinami
to była nie-
samowita przygoda. Zwierzęta te
zawsze mnie fascynowały Są tak
mądre i inteligentne, że do dzisiaj
jestem pod ich wrażeniem. Mówi
się, że delfiny w niewoli są nie-
szczęśliwe, ale te miały taki ra-
dosny wygląd. Z dala od brzegu
miały wybudowany specjalny ol-
brzymi basen, do którego trzeba
było dopłynąć łodzią. Powszech-
ne rozbawienie wywołał jeden z
opiekunów, który umył swojemu
podopiecznemu zęby, bawiąc się
z nim i przekomarzając. Za do-
datkową opłatą można było po-
pływać z delfinem. W ten sposób
mamy film, na którym mój mąż
rywalizuje z delfinem na krótkim
dystansie, a później rywalizuje w
„pływaniu figurowym”.
Guantanamera naTrynidadzie
Ostatnim punktem zwiedzania
Kuby był Trynidad
małe, ale
jakże urokliwe miasteczko. Pięk-
ne kolorowe uliczki i roześmia-
ni mieszkańcy z nieodłącznym
cygarem w ustach oraz grający
na ulicach znaną na całym świe-
cie „Guantanamerę” - to właśnie
klimat Trynidadu. Rozkoszowali-
śmy się także panoramą tego mia-
sta oraz odwiedziliśmy główny
plac Plaza Mayor, którego głów-
nym punktem jest kościół św.
Trójcy. Następnie spróbowaliśmy
pysznego lokalnego drinka Can-
chanchara. Jego składnikami są:
sok z limonki, miód, cukier, bia-
ły rum i kruszony lód. W upalny
dzień jest to idealny napój. Gdy
reszta naszej grupy rozkoszowa-
ła się smakiem Canchanchary, my
udaliśmy się na niewielki targ, na
którym można było kupić ręcznie
robione wyroby, m.in. bransolet-
ki, obrusy czy serwetki. Zawita-
liśmy również do sklepu z wyro-
bami z gliny. Było tam dosłownie
wszystko, od mis czy wazonów,
po figurki i magnesy.
Kubańska pogoda ducha
Kuba to kraj dla nas trochę jakby
nie z tej bajki. Piękny krajobra-
zowo, o życzliwych i otwartych
mieszkańcach, ale żyjących jesz-
cze w innej epoce. Tubylcy mają
inną walutę niż turyści. Peso dla
nich jest o wiele mniej warte niż
peso wymienialne. Każda rodzina
kubańska ma książeczkę z kartka-
mi na produkty spożywcze, che-
miczne, ubrania i artykuły prze-
mysłowe. Mimo to sklepy świecą
pustkami, zupełnie jak w Polsce
za czasów PRL-u w końcówce lat
siedemdziesiątych. Inaczej jest w
sklepach „dewizowych” , gdzie
półki uginają się od towarów, ale
płaci się w nich peso wymienial-
nym. Dla mieszkańców są to ceny
kosmiczne. Na Kubie zarabia się
kilkanaście dolarów miesięcznie.
Co ciekawe, większość z ich za-
chowuje pogodę ducha. Choć Ku-
bańczycy nie mają łatwego ży-
cia, są pozytywnie nastawieni do
świata. Myślę, że dużo bardziej
niż Europejczycy.
Milena Deptuch-Peszek
1...,2,3,4,5,6,7,8,9,10,11 13,14,15,16
Powered by FlippingBook