ŻYCIE GRÓJCA
|
MAJ 2018
BIBLIOTEKA/SPORT
13
M
amy wspaniałych
ludzi, chętnych do
wzbogacania naszej
najbliższej historii i
kultury. Ona przymnaża dóbr in-
telektualnych całemu krajowi, a
bywa i zagranicy. Uczmy się cie-
szyć nimi i z nimi.
Mamy coraz więcej utrwalonych
już znaków charakterystycznych
dla naszej grójeckiej społeczno-
ści. Chwalmy się nimi. Wyrzekać
należy się złego ducha, a w nas
przecież duch dobry.
Grójczanie zajmują liczące się
miejsca w osiągnięciach całej
polskiej społeczności. Mają liczą-
cych się w świecie przyjaciół i
zwolenników ich sposobu myśle-
nia i tworzenia – są naszymi per-
łami. Nikt rozsądny nie zaprze-
paszcza tak ważnych zasobów.
Pewnie, idąc tym śladem, zdoku-
mentujemy osiągnięcia i ich auto-
rów w jednej księdze.
Do zbiorowych odcisków można
zaliczyć nasz ogólnopolski kon-
O Laur Jabłoni
Tradycję należy pielęgnować
Warto,więcej, trzebaotymustawiczniepamiętać, żeodciskaniesiebiena rodzimej ziemi nie jest celemsamymwsobie, aledajepowodydodumy.
Jestprzyczynkiemi skutkiemciągłości istnienia. Imśladwyraźniejszy, tymwiększe jestestwo. Dajmysobie takąszansę.
kurs poetycki. Cieszy się należ-
ną mu renomą – to wysiłek już
38-letni. Był początkowo jednym
z ogniw Święta Kwitnącej Jabło-
ni.
Po przemianach szeroko pojętych
stał się bytem samodzielnym,
ważnym, cenionym.
W jego jury zasiadają wyłącznie
wybitni krytycy literaccy, bo tyl-
ko tą drogą można marzyć i osią-
gnąć prestiż. I ów prestiż istnieje!
XXXVIII Ogólnopolski Konkurs
Poetycki „O Laur Jabłoni ’2018”
rozstrzygnęło jury w składzie:
Aldona Borowicz – poetka, kry-
tyk literacki, prezes Oddzialu
Warszawskiego Związku Litera-
tów Polskich,
Piotr Dumin – poeta, dziennikarz,
krytyk literacki, członek władz
głównych Związku Literatów
Polskich,
Rafał T. Czachorowski – poeta,
promotor polskiej poezji współ-
czesnej, szef portalu PoeciPol-
scy.pl
W dniu 14 czerwca w siedzibie
grójeckiej Miejsko-Gminnej Bi-
blioteki Publicznej im. Wacława
Skarbimira Laskowskiego (orga-
nizatora konkursu) ogłoszono, że
wpłynęło 168 zestawów zawiera-
jących 703 utwory poetyckie, a
nagrodzić należy:
I nagroda – godło „Rodak” –
Adam Wojciech Stępiński
równorzędne wyróżnienia:
godło „Tamaryszek” – Katarzyna
Justyna Zychla
godło „Kapitalny” –Rafał Ka-
sprzyk
godło „Esencja” – Ela Galoch
godło „Inspiracja prasowa” – Ta-
deusz Hutkowski
godło „Poranny krzyk” – Adam
Bolesław Wierzbicki
godło „Bezimienna” – Krystyna
Szarzyńska
Dwie nagrody specjalne:
godło „Apfel” – Urszula Krajew-
ska-Szeligowska
godło „Lawenda” – Mirosław
Puszczykowski
Od jurorów:
„Konkurs ma swoją długoletnią
tradycję, którą należy pieczołowi-
cie pielęgnować. Jeden z najstar-
szych w kraju. Ma istotne znacze-
nie kulturotwórcze. Uczestnicze-
nie w nim – jako juror – jest wy-
różnieniem.”
Organizatorzy:
Dziękujemy uczestnikom za na-
desłanie utworów, powierzenie
ocenie naszego jury tego, co wa-
szym zdaniem najcenniejsze, za
zaufanie, że werdykt będzie rze-
telny i najwyższej jakości.
Czekamy na artystyczne porów-
nania za rok.
Kazimierz Kochański
O
we chwile zawdzięcza fut-
bolowi, chociaż w jego
epoce w nogę grało się
społecznie, nie licząc diety
za mecz wyjazdowy w wysokości 34
złotych.
Ojciec Wirgiliusz
Wojciech Nowak, gdy jako uczeń
śpiewałwszkolepiosenkęoojcuWir-
giliuszu, mającymponad setkę dzieci,
mimowolnie myślał o swoim tacie.
Józef Nowak, który po przeprowadz-
ce z Warszawy do Grójca przekwali-
fikował się z kominiarza na zduna, ze
związku z JaninąHajdukmiał szesna-
ścioro dzieci...
– Henryka, Anna, Henryk, Jerzy, Ta-
deusz, Piotr i Jan już nie żyją, Barba-
ra, Danuta i Grażyna, podobnie jak ja,
mieszkają w Grójcu, Halina w pod-
grójeckim Podolu, Władysława w
Radomiu, LeszekwDukachkołoTar-
czyna –wylicza rodzeństwo panWoj-
ciech, chyba kogoś niechcący pomi-
nąwszy.
– Jak wam się żyło? – pytam. – W
domu przy ulicy Lewiczyńskiej
mieszkaliśmyw jednej izbie, a na Ra-
domskiej (obecnie Al. Niepodległo-
ści) mieliśmy już dwa pokoje, kuch-
nię, łazienkę i piwnicę. Pomimo trud-
nych warunków tworzyliśmy zwy-
czajną rodzinę. Kochana mama wy-
chowywała nas z takim poświęce-
niem, że prezydent Bierut przyznał jej
Złoty Krzyż Zasługi – tłumaczy pan
Wojciech. – W związku z odznacze-
niem państwowymmiała jakieś przy-
wileje, ale nie lubiła z nich korzystać
– dodaje.
Szkoła i zawód
Wojciech Nowak urodził się 22 lip-
ca 1949 r. Uczęszczał do „Dwójki”.
Pamięta dyrektora Cegiełkowskiego,
wychowawczynię Mirecką, kary wy-
mierzane przez nauczycieli i kłopoty
z nauką, zwłaszcza z matematyką. Po
podstawówce od razu wstąpił w sze-
regi branży murarskiej. Na przełomie
lat 60. i 70. pracował przywznoszeniu
nowego grójeckiego szpitala, a potem
w brygadach remontowo-budowla-
nych w Sułkowicach, Odrzywołku i
Grójcu.
– Teraz działamw gospodarce komu-
nalnej. Staramsię, abywmieście było
czysto – zapewnia, nie mogąc się już
doczekać, ażwreszcie zaczniemy roz-
mawiać o piłce, którą kocha od za-
wsze, a o którą troszkę zazdrosna jest
jego żona Julia, z domu Kwiatkow-
ska.
Dzika drużyna
W latach szkolnych, zamiast ślęczeć
nad matmą, kopał piłkę na placu przy
ulicy Radomskiej, na łączce znajdują-
cej się tam, gdzie dziś stoi sklep z far-
bami przy ulicy Jana Pawła II, oraz na
„klepisku” przy „Jedynce”, gdzieMa-
zowsze rozgrywałomecze ligowe.
– Razem z moimi braćmi: Piotrkiem
i Jurkiem oraz kolegami z ulicy Ra-
domskiej, m.in. Zbyszkiem Pawla-
Wojciech Nowak – zapach trawy jak narkotyk
Wojciech Nowak przyniósł ze sobą do Grójeckiego Ośrodka Kultury
dwa zdjęcia oraz dyplom za udział w rozgrywkach piłkarskich klasy
A w sezonie 1971/1972. Reszta fotografii gdzieś mu się zapodziała,
w pamięci pojawiły się luki, więc teraz żałuje, że jako zawodnik
Mazowsza Grójec, znany jako„Lonia”, nie prowadził dziennika, w
którym zapisywałby najpiękniejsze chwile swojego życia.
kiem i Leszkiem Popielem, tworzy-
liśmy dziką drużynę. Wygraliśmy w
Grójcu turniej dzikich drużyn, otrzy-
mując w nagrodę „złotą piłkę”. Dzia-
łacze Mazowsza, widząc, jak poczy-
nam sobie na boisku, wzięli mnie pod
swoje skrzydła. W wieku około 13
lat zostałem trampkarzem – wspomi-
na. – Zawsze grałem na lewej pomo-
cy – podkreśla.
„Lapon” i inni
Jako junior wstępował m. in. przeciw-
ko Gwardii Warszawa, której barw
bronił ZbigniewHertel (rocznik 1948),
późniejszy pierwszoligowiec. Razem
z seniorami Mazowsza Grójec, grają-
cymi w III lidze, pojechał na zgrupo-
wanie do Przesieki w Karkonoszach,
gdzie pokazał się w sparingu przeciw-
ko drużynie z Jeleniej Góry. Dobrze
pamięta gwiazdy III-ligowego Ma-
zowsza.
– RadosławPawlak, ps. „Lapon”,miał
tak silne uderzenie lewą nogą, że po
jego strzale bramkarz (zwłaszcza wą-
tły) lądował z piłką w siatce. Benedykt
Grzeszczak, zwany „Benkiem z War-
ki”, słynął z niezwykłej waleczności.
Jerzy Sobczak, kiedyś król dryblingu,
w tym czasie grał już jako stoper. Ry-
szard Nowakowski, Dariusz Sambor-
ski i inni – przytacza z atencją nazwi-
ska starszych kolegów. – Moim zda-
niem do pierwszego składu dopusz-
czano za mało młodych piłkarzy, więc
chybaz tegopowoduspadli z III ligi do
klasyA– dodaje po namyśle.
Na mazowieckich boiskach
On sam, jako senior A-klasowego
Mazowsza, objechał z drużyną więk-
szość mazowieckich miast, miaste-
czek i osad.
– WMirkowie przypadkowo trafiłem
piłką w głowę sędziego, który padł
na murawę jak długi, tracąc przytom-
ność. Na szczęście ocucono go i dalej
prowadził zawody – relacjonuje z ta-
kim przejęciem, jakby przed chwilą
zszedł zmurawy.
Od 1975 r., gdy Grójec znalazł się w
województwie radomskim, zMazow-
szemgościł wwielumiejscowościach
tego regionu.
– Dzięki piłce poznałem więc całą
ziemię mazowiecką i radomską. W
województwie warszawskim domi-
nował futbol techniczny, a w radom-
skim siłowy – zauważa „Lonia”.
„Lonia” i „Chmura”
-Kiedyśwautokarzewiozącymnasna
meczopowiedziałemotym,coprzyda-
rzyłosięmojemusąsiadowi zulicyRa-
domskiej, mieszkającemu piętro wy-
żej. Wrócił do domu nietrzeźwy. Gdy
żona nie chciała otworzyć mu drzwi,
zaczął krzyczeć: „Lonia, otwórz! Lo-
nia, otwórz!” Od tej pory koledzy, któ-
rych ta opowieść rozbawiła do łez, za-
częli nazywać mnie „Lonią” – śmieje
się panWojciech.
Na boisku „Lonia”, obdarzony „żela-
Legendy grójeckiego futbolu (11)
znymi płucami”, najlepiej rozumiał się
z „Chmurą”, czyli Henrykiem Chmu-
rzewskim, prawym pomocnikiem,
grającym na poziomie I ligi. Tworzy-
li znakomity duet pomocników, cenio-
ny przez kolegów, kibiców i trenerów.
Serce trenera
Ryszard Kulesza, późniejszy selekcjo-
nerreprezentacjiPolski,podczasjedne-
go ze zgrupowań, poczęstował młode-
go Nowaka sokiem pomarańczowym
i czekoladą.
– Wojtuś, wiem, że fortuny nie masz,
ale masz wrodzoną inteligencję bo-
iskową – powiedział, dając mu od sie-
bie, z serca, trzy banknoty po 50 zło-
tych.
Kazimierz Łabęda mawiał do niego:
„Lonia, przyjmując jak pierwszoligo-
wiec piłkę na piersi, od razu rozglądasz
się komu by ją podać”. Z pomocą Ła-
będy otrzymał mieszkanie w starym
budownictwie na Starostwie.
– Moimi trenerami byli także Popio-
łek („chłopaki, musimy wygrać”), Re-
der (przeszedł do Góry Kalwarii) i Je-
rzy Sobczak, legendarny „Sobol”, któ-
ryukończyłkursinstruktorski–dodaje.
Zapach trawy
WojciechNowak niemoże sobie przy-
pomnieć, kiedy skończył karierę pił-
karską. Z boiskiem rozstawał się sześć
razy,zakażdymrazemnaniewracając.
– Wystarczyło tylko, że przechodząc
obok przydomowego ogródka, poczu-
łem zapach świeżo skoszonej trawy, a
już jakaś magiczna siła ciągnęła mnie
na stadionprzyulicyLaskowej. I znów
biegałem za piłką z zawziętością pra-
coholika, przynosząc radośćkibicom, a
samemu czując się wolny i szczęśliwy
niczym ptak szybujący w przestwo-
rzach – wyznaje „Lonia”, wciąż głod-
ny fruwania.
Remigiusz Matyjas
Wojciech Nowak (z lewej) oraz Bogdan Mo-
rawski na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie
(fot. archiwum rodzinne)