Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, „Gdzie się podziały tamte prywatki”, powinien zapytać o to Wojciecha Gąssowskiego. Miłym głosem, jakim obdarzyła go natura, odpowie, że nie trzeba ich specjalnie szukać, bowiem nadal są niezapomniane. Ten przebój z lat 80. minionego wieku to jednak tylko jedno z dokonań artystycznych wokalisty, który już dawno zapisał się na kartach historii polskiej piosenki.
Artysta wystąpi w Walentynkowym Koncercie Karnawałowym "M jak Miłość" na scenie Grójeckiego Ośrodka Kultury, 13 lutego o godzinie 18:00.
Cena biletu: 25 zł Sprzedaż biletów w punkcie Xero. Koncert poprowadzi Sławek Drygalski.
Poniżej fragment wywiadu z Wojciechem Gąssowskim, który ukazał się w magazynie VIP w lipcu 2017 roku. Publikujemy, dzięki uprzejmości Sławka Drygalskiego:
Rozmawia Sławek Drygalski
Lubisz Bieszczady?
- Bardzo lubię, chociaż rzadko tam bywam, są piękne. W ciągu ostatnich lat byłem tam dwa razy, gdzie grywałem swoje „sztuki”, jak to się mawia w naszej branży. Tamtejszy wójt przyznał mi tytuł honorowego obywatela gminy i wręczył legitymację z numerem 1, co bardzo sobie cenię. Chyba wiem, do czego zmierzasz, zadając mi to pytanie.
Oczywiście chcę zapytać o ,,Zielone wzgórza nad Soliną"...
- Domyślałem się, że będziesz pytał o tę piosenkę, która powstała w 1967 r. Tekst napisał Janusz Kondratowicz, który często jeździł tam na wakacje i był zachwycony widokiem okalających Solinę wzgórz. Wówczas szefem Młodzieżowego Studia Rytm był Andrzej Korzyński. Warto w tym miejscu przypomnieć, zwłaszcza młodym czytelnikom „Magazynu VIP”, że Studio Rytm było pierwszą audycją w programie I Polskiego Radia, które promowało ówczesną polską muzykę big-bitową. Andrzej przyniósł nam tę piosenkę. Nagrałem ją z zespołem Tajfuny. Wyjątkowo nie przypadła nam do gustu, ale nie mogliśmy jej odrzucić, bo przecież szefowi się nie odmawia (śmiech). I ku naszemu zdziwieniu ta „niechciana” piosenka bardzo się spodobała. W plebiscycie Studia Rytm głosami słuchaczy została wybrana utworem tygodnia, później miesiąca. W końcu zabrałem tę „Solinę...” na festiwal do Opola i tam zaśpiewałem ją — o dziwo — z towarzyszeniem zespołu Skaldowie. Stała się bardzo popularna i do tej pory śpiewam ją na koncertach.
Ale twoje pierwsze barwy to zespół Czerwono-Czarni.
Tak, bardzo dobrze to pamiętam. Właśnie ta grupa wraz z tygodnikiem „Dookoła Świata” ogłosiła w 1961 r. ogólnopolski turniej pn. „Szukamy Młodych Talentów”. Byłem wtedy jeszcze uczniem liceum. Zgłosiłem się do warszawskiego przeglądu tej imprezy i wraz z Romanem Hoszowskim zostaliśmy jego laureatami. I tak zostałem „czerwono- czarnym”. Bardzo często śpiewałem w tym zespole, zwłaszcza gdy występował w Warszawie, w której mieszkałem i mieszkam do tej pory. Rok później odbył się I Festiwal Młodych Talentów w Szczecinie. Tam zostałem zakwalifikowany do,Złotej Dziesiątki”, a tak naprawdę piętnastki najlepszych wykonawców (śmiech). I warto tu przypomnieć nazwiska kilku wykonawców, którzy później zyskali dużą popularność, zwłaszcza wśród młodej publiczności. Należeli do nich m.in. Karin Stanek, Helena Majdaniec, Czesław Wydrzycki (późniejszy Niemen — przyp. red.) i Wojtek Korda.
Warszawa to twoje miasto?
– Tak jestem rodowitym warszawiakiem, choć teraz poprawnie mówi się warszawianinem. Ja jednak wolę być warszawiakiem. Moja mama i jej rodzice też urodzili się w Warszawie. Dzieciństwo i młodość spędziłem na Mokotowie. Tam chodziłem do szkoły podstawowej i zdatem maturę w XLIV Liceum Ogólno-kształcącym im. Antoniego Dobiszewskiego. Obecnie mieszkam w kameralnej części Starego Zoliborza. Mam sentyment do obu tych dzielnic. Kocham to miasto i nigdy bym się z niego nie wyprowadził. Stolica staje się coraz piękniejsza. Buduje mnie to, że moim znajomym z zagranicy
Warszawa bardzo się podoba.