Był taki specjalny, szczególny dzień w życiu mojej szkoły, kiedy wszyscy nauczyciele patrzyli z zachwytem na swoich podopiecznych, pełni podziwu. Gardła się ściskały, w oczach pojawiała się znikąd jakaś tajemnicza wilgoć i bezwiednie zaciskały się palce. Serce biło jak szalone, a oddech zamierał na dłuższą chwilę. A naprzeciw pełna gala, młodość, wdzięk, uroda, powab, elegancja i ogromne skupienie dwóch setek bez mała, wspaniałych, młodych ludzi. Gdy wybiła na zegarach godzina siedemnasta, 220 osób rozpoczęło ostatniego w historii szkoły Gimnazjalnego Poloneza.
(…)Poloneza czas zacząć - Podkomorzy
rusza z lekka zarzuciwszy wyloty
kontusza,
I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi
I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą
parę prosi(...)Adam Mickiewicz
„Pan Tadeusz”, księga XII
Uroczysty taniec, nazywany Polonezem, sięga w swojej tradycji drugiej połowy XVI wieku i był tańcem ludowym, który niedługo potem przyjął się na dworach szlacheckich i magnackich. Już w wieku XVII stał się elementem ceremoniału na polskim dworze królewskim, będąc „paradą szlachty przed monarchą”. Według źródeł, zwano go tańcem polskim, chodzonym, pieszym, łażonym, wolnym, powolnym, okrągłym,starodawnym, staroświeckim, gęsim, nawet chmielowym i wreszcie wielkim. Taniec ten był nośnikiem polskości w czasach rozbiorów. Muzykę pisali do niego najwybitniejsi twórcy, wymieniając choćby Moniuszkę, Ogińskiego, Czajkowskiego, Bacha, a nawet Mozarta i Beethovena. Wszechobecny w polskiej literaturze rozpoczyna także najważniejsze bale i uroczystości po dzień dzisiejszy.
Wiedzieliśmy co robić Klasy trzecie do swojego Poloneza przygotowują się około pięciu miesięcy, od samego początku września. Nad wszystkim czuwa filigranowa kobieta obdarzona mocnym głosem - Pani Barbara Dąbrowska. Jej pomysłem jest układ, podział na grupy, figury, przejścia, tunele i inne polonezowe „ceregiele”. Tegoroczny Polonez podzielony był na trzy segmenty. Rozpoczęto polonezem Wojciecha Kilara z filmowej adaptacji „Pana Tadeusza” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Kolejna grupa weszła krokiem tanecznym do poloneza kościuszkowskiego, a kiedy już wszystkie pary znalazły się na parkiecie wspólnie zatańczyły poloneza i emocje sięgnęły zenitu. Szli jak po sznurku, wykonując skomplikowane układy, krok w krok, zachwycając pękającą w szwach halę Spartakus. Ponad 500 osób, nieomal zaczarowanych, wpatrywało się w zachwycającą scenę w niemym zaklęciu. Z głośników ulatywały kolejne takty, a oni szli, wirowali, dygali, przechodzili równo, budząc zachwyt. W opinii pani Barbary wszyscy się bardzo starali, zachowując przy tym niezwykłą dla swego wieku skromność. Sami gimnazjaliści pytani o emocje „już po” mówią tak: „było świetnie”, „miało być gorzej”, „nie baliśmy się, wiedzieliśmy co robić”, „nasza praca nie poszła na
marne”. Niektórym nie chciało się wierzyć, że to już koniec. Wszystkim tańczącym towarzyszyła duma i smutek, że swojego Poloneza zatańczyli ostatni raz. W kilku wypowiedziach padło sakramentalne „już po, zaraz będzie obiad”. To prawda, mieli pełne prawo być głodnymi. W roli przedszkolaków Finałem tego dnia była część artystyczna przygotowana przez uczniów wszystkich klas trzecich pod kierownictwem Anny Tokarskiej, która koordynowała wszystkie działania. Licznie zgromadzona publiczność mogła obejrzeć w komediowym, doskonałym, brawurowym wykonaniu młodych artystów klasyczny repertuar polskich poetów. Aktorzy, wcielając się w rolę… przedszkolaków, recytowali i śpiewali, przede wszystkim nieśmiertelnego Brzechwę. (Nie były ich w stanie speszyć nawet techniczne usterki). Salwy śmiechu świadczyły o tym, że rozrywka była na najwyższym poziomie. Po części oficjalnej klasy trzecie udały się na poczęstunek zorganizowany przez pękających z dumy i radości Rodziców, a potem był już tylko bal, tańce i hulanki (na szczęście bez swawoli). Tradycyjnie do godziny 23:00 i ani minuty dłużej. To też stało się szkolną tradycją. A wracając do Mickiewicza…
Mistrz coraz takty nagli i tony natęża,
A wtem puścił fałszywy akord jak syk
węża,
Jak zgrzyt żelaza po szkle – przejął
wszystkich dreszczem
I wesołość pomieszał przeczuciem
złowieszczem.
Był taki specjalny, szczególny dzień w życiu mojej szkoły… był i już więcej nie będzie. Wielkie dotychczas święto sykiem węża, akordem fałszywym pomieszało wesołość. Grójeckie Gimnazjum i jego społeczność czekają już tylko egzamin gimnazjalny i zakończenie roku szkolnego, a potem nie będzie już nic. Zejdziemy jednak ze sceny z wysoko podniesioną głową. Zagadką pozostają przyszłe losy gimnazjalnych pamiątek, sztandarów, pucharów, dyplomów i licznych prac absolwentów szkoły. Co z nimi się stanie ? Może czas najwyższy, żeby miejscy decydenci zaczęli rozważać jakiekolwiek rozwiązania. Niepowetowaną stratą byłoby zaprzepaszczenie ogromnego dorobku osiemnastu roczników grójeckich gimnazjalistów.
Artur Szlis