Kto by kilka lat temu pomyślał, że spełni się sen? 5 maja w Grójeckim Ośrodku Kultury odbyło się spotkanie inauguracyjne Święta Kogutka Grójeckiego, projektu GOK, dotowanego przez Narodowe Centrum Kultury kwotą 26 tys. zł z programu EtnoPolska 2021.
Zaczęło się od wykładu o tradycjach ludowych Grójecczyzny. W tym miejscu wypada zauważyć, iż Święto Kogutka Grójeckiego nawiązuje do obrzędowości wielkanocnej, występującej w okolicach Czerska i Grójca jeszcze w drugiej połowie XIX w. Kumulowała się ona w poniedziałek wielkanocny pod postacią zwyczajów ludowych zwanych: kropidłem, śmigusem, dyngusem, gaikiem i kogutkiem. Rano obchodzono domy z kropidłem, aby za pomocą święconej wody oczyścić je z grzechów oraz złych duchów. Śmigus polegał na wzajemnym polewaniu się wodą, a dyngus na chodzeniu po wsi, od domu do domu, połączonym ze śpiewaniem i zbieraniem datków: „jajecek święconych”, „piniązków” czy „gorzoliny”. Gaik wyzwalał w pannach zmysł plastyczny. Otóż wzięta z boru gałąź choinki była przez nie zdobiona różnokolorowymi wstążkami, po czym — ze śpiewem — obnoszona po wsi. Dziewczęta chodziły z gaikiem, witając wiosnę, a chłopcy z kogutkiem, symbolizującym płodność. Z początku rolę tę odgrywał żywy kogut, aż w końcu zastąpiono go ptakiem wykonanym z ciasta (albo z dyni), do którego doklejano pióra. Kogucika wożono na wózku od zagrody do zagrody, zbierając prowiant i napoje. Nie omijano zwłaszcza chałup, gdzie znajdowały się panny na wydaniu…
Harmonogram wydarzeń:
Warsztaty i finał
Dariusz Wojtasiak, koordynator projektu z ramienia GOK, przedstawił tematykę, cele i założenia przedsięwzięcia oraz harmonogram działań. Na program składają się m.in. warsztaty rękodzieła ludowego, ceramiki oraz tańca ludowego. Święto Kogutka Grójeckiego, zaplanowane na 26 czerwca, rozpocznie się przy dźwiękach „Poloneza grójeckiego”, a następnie – wyznaczonym szlakiem – przejdzie parada z furmanką i kogutkiem, w asyście młodzieży w strojach ludowych i społeczności gminy. Moc atrakcji czekać będzie na nas podczas Jarmarku Kultury i Sztuki Ludowej, np.: stoiska Kół Gospodyń Wiejskich oraz regionalnych artystów i producentów, pokaz tańca ludowego (przygotowany podczas warsztatów), występ zespołu folklorystycznego (utworzonego w ramach projektu), koncert zaproszonych kapel ludowych, biesiada i zabawa taneczna, rozstrzygnięcie konkursu na regionalną potrawę.
- 1 lipca w Galerii GR GOK otwarta zostanie wystawa prac powstałych na warsztatach ceramiki oraz rękodzieła ludowego – poinformował Dariusz Wojtasiak.
Podkreślił on, iż wzięto pod uwagę także aspekt wielokulturowości, wydając – z myślą o przebywających na naszym terenie braciach i siostrach zza wschodniej granicy – plakat o Święcie Kogutka Grójeckiego w języku ukraińskim.
Porzućmy malkontenctwo
Tematykę warsztatów przedstawili: Daria Pelhen (rękodzieło ludowe), Andrzej Banaszewski i Beata Krajewska (taniec ludowy) oraz Barbara Dąbrowska („Polonez grójecki”). Andrzej Ekiel, który podczas Święta Kogutka Grójeckiego – jako wodzirej – poprowadzi zabawy dla dzieci, zauważył, że w Grójcu często daje się słyszeć niesprawiedliwe głosy, jakoby w lokalnej kulturze panował marazm. Zachęcał do porzucenia wygodnej postawy malkontenta na rzecz aktywnego uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych organizowanych m.in. przez GOK. Uczestnikom spotkania spodobała się idea stworzenia, na bazie Święta Kogutka Grójeckiego, widowiska artystycznego osadzonego w realiach kultury ludowej Grójecczyzny. Bo przecież w projekcie GOK idzie nie tylko (i aż) o odnowienie XIX-wiecznej tradycji wielkanocnej oraz spopularyzowanie jej wśród mieszkańców Grójca i okolic, ale jeszcze bardziej o odkrycie autentycznej kultury ludowej Grójeckiego i czerpanie z niej natchnienia do pełnego, świadomego bycia, tu i teraz.
Spotkanie podsumowała dyrektor GOK Monika Woźniak, zapraszając gości do współpracy przy wartościowym projekcie.
O tradycjach ludowych Grójecczyzny
Tradycje ludowe Grójecczyzny? Coś takiego istnieje, choć przypomina koguta, który przestał piać. Można się z tym faktem pogodzić, kontentując się co najwyżej zapożyczeniami z innych regionów czy cepeliowskim produktem, choć można też reanimować koguta, przywracając pianie, czyli mowę dawnej wsi.
Bo kultura ludowa to dzieło najliczniejszej warstwy polskiego społeczeństwa – chłopów. Nazywano ich „chamami” albo bydłem (i traktowano jak bydło). A oni, tak samo jak szlachta czy duchowieństwo, mieli serca i dusze, tylko – jako analfabeci – nie potrafili udokumentować swojej kultury, zarówno tej namacalnej – materialnej, jak i ulotnej – duchowej.
Oskar Kolberg
To, że w ogóle możemy ją poznać, zawdzięczamy etnografii – nauce zajmującej się opisem i analizą wszelkich wytworów kultury ludowej. Co ciekawe, największy klasyk polskiej etnografii zaczynał swoją przygodę z folklorem w okolicach Czerska. Oskar Kolberg, bo o nim mowa, przyszedł na świat 22 lutego 1814 w Przysusze. Ojciec, z pochodzenia Niemiec, w tym czasie będący zarządcą przysuskich zakładów hutniczych, a tak w ogóle kartograf i geodeta, wykładowca UW, spoczywa na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Matka urodziła się w Polsce w rodzinie francuskich imigrantów. Oskar, z wyznania ewangelik, ukończył Liceum Warszawskie, to samo, do którego uczęszczał Fryderyk Chopin, a następnie, zapewne marząc o dorównaniu starszemu o cztery lata, genialnemu koledze, uczył się gry na fortepianie i kompozycji, a nawet w latach 1835-36 zaliczył studia muzyczne w Berlinie. Pracował jako nauczyciel muzyki, urzędnik bankowy, księgowy, pisał hasła do Encyklopedii Orgelbranda, zarazem komponując i wydając utwory muzyczne. Sławnym kompozytorem jednak nie został, choć ma w swoim dorobku nawet operę. Powetował to sobie na polu etnografii, do której dochodził etapami.
Inspirująca wycieczka
W 1839 r. po raz pierwszy zanotował ze słuchu w okolicach Warszawy melodie ludowe, wydając je drukiem w roku 1842. W tym czasie, jeśli idzie o ludowość, interesowała go przede wszystkim muzyka, głównie jako źródło inspiracji twórczych. Przełomem stało się to, co wydarzyło się w Zielone Świątki 1841 r. Wtedy to, hołdując panującej wśród inteligencji warszawskiej modzie na wycieczki krajoznawcze, Oskar Kolberg wraz z przyjaciółmi zrobił kilkudniowy wypad w okolice Czerska. W tym czasie właśnie Czersk, stolica ziemi czerskiej, z ruinami średniowiecznego zamku, a nie Grójec, historycznie należący do ziemi czerskiej, stanowił cel letnich peregrynacji warszawian. Pod Czerskiem, mającym genius loci, Kolberg doświadczył jakby olśnienia etnograficznego. Nie obyło się bez przygód. Kolberga i jego kolegów uratowała interwencja roztropnego wójta Czerska, bowiem podejrzliwi chłopi wzięli ich za emisariuszy rządu narodowego i chcieli odstawić do powiatu. W następnych latach Kolberg wyprawiał się w inne okolice Warszawy, rozwijając swoją wrażliwość etnograficzną. Dość długo skupiał się na zbieraniu pieśni i tańców, pomijając sferę obyczajów, przysłów, obrzędów czy zabaw.
Monografie regionalne
Wszakże to, co robił, nie miało już nic wspólnego z ckliwym romantyzmem. Z człowieka sztuki stawał się człowiekiem nauki, prowadząc wieloletnią rzemieślniczą, nieefektowną pracę zbieracką i wydawniczą. W „Pieśniach ludu polskiego” (Warszawa 1857) zawarł teksty i melodie 41 ballad z wariantami oraz 466 melodii tańców ludowych i przyśpiewek. Znajdujemy tu m.in. utwory wykonywane w okolicach Grójca. Zatem ci, którzy twierdzą, że takich rzeczy nie ma, najwyraźniej zapoznali się zbyt pobieżnie ze spuścizną Kolberga. Warto przekopać ją uważnie, gdyż wątki grójeckie napotkamy także w cyklu monografii regionalnych, ujmujących już nie tylko pieśni, muzykę i tańce, ale także zwyczaje, sposób życia, mowę, podania, przysłowia, obrzędy, gusła i zabawy. Grójecczyzna znalazła się w opracowaniu poświęconym Mazowszu polnemu.
Ulatujące dźwięki
Do śmierci, tj. do roku 1890, Kolberg wydał 33 tomy monografii regionalnych. Jak to możliwe, że tak wielkiego dzieła, będącego fenomenem na tle światowej etnografii, dokonał jeden człowiek, i to w czasach, gdy Internet nikomu jeszcze się nie śnił? Od 1871 r. mieszkał w Krakowskiem, gdzie znalazł wsparcie finansowe dla swoich działań naukowych. Stamtąd po św. Janie (23 czerwca) wychodził pieszo na obchód etnograficzny po kraju, by wrócić do domu jesienią. Nie miał łatwego zadania, bowiem lud niechętnie powierzał swoje pieśni panom w paltocie czy surducie, biorąc ich za obcych. „Nieraz przyszło mi w brudnej izbie, przy obawie o własną skórę, wśród duszącego dymu, wyziewów i gwaru, w tłumie zgromadzonego i cisnącego mnie ludu, bez światła prawie stenografować ulatujące dźwięki skrzypka” – pisał w liście do Ignacego Kraszewskiego.
Niemożliwością fizyczną i finansową było przejście wzdłuż i wszerz całej ojczyzny, toteż Kolberg w sprawie pozyskania materiałów korespondował z ziemianami czy duchownymi, zamieszkującymi w różnych regionach, przychylnie odnoszącymi się do jego misji. Wykorzystywał dosłownie każdą okazję do pozyskania źródeł. Czerpał, na zasadzie przypisu, z prasy oraz opracowań innych etnografów.
Etnograf stąd
Do tych ostatnich należał Kornel Kozłowski (rocznik 1834), autor niezwykle wartościowego dzieła, uważanego za jedną z pierwszych monografii etnograficznych w Polsce. Ziemią czerską, a najpierw samym Czerskiem, zainteresował się z oczywistych względów. Mieszkał bowiem w majątku Czaplin koło Góry Kalwarii, należącym od 1843 r. do jego ojca, Felicjana Kozłowskiego (1805-1870), pedagoga, znawcy języków starożytnych, tłumacza Platona, autora „Dziejów Mazowsza za panowania książąt” (1858). Znajdując się pod wpływem dokonań Oskara Kolberga, pasję historyczną, odziedziczoną po ojcu, łączył z pasją etnograficzną. Potrafił wnikliwie dochodzić genezy świąt i zwyczajów, z obiektywizmem analizować rzeczywistość społeczną. Będąc człowiekiem młodym, choć paniczem z dworu, zaskarbił sobie sympatię okolicznych wieśniaków, którzy zapraszali go na wesela swoich dzieci. Poznawszy wieś od środka, stworzył barwny opis jej życia. Mowa o jego dziele „Lud. Pieśni, podania, baśnie, zwyczaje i przesądy ludu z Mazowsza Czerskiego. Wraz z tańcami i melodyami” (1867-1873), notabene często cytowanym przez Kolberga. Ten ostatni w 1865 r. gościł w Czaplinie, udzielając o dwadzieścia lat młodszemu koledze rad i wskazówek oraz udając się z nim wspólnie na wycieczkę naukową w okolice Czerska.
Kusielec
Oskar Kolberg spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, z kolei grób Kornela Kozłowskiego, który odszedł z tego świata w roku 1904, znajduje się na cmentarzu w Dąbrowie Górniczej. Po nich już żaden z etnografów nie zrobił tyle dla Grójeckiego, co oni. Stać byłoby na to Władysława Matlakowskiego (1850-1895), pochodzącego z Warki, wybitnego lekarza. On jednak przeprowadził się w Kujawskie, a do historii etnografii przeszedł jako jeden z pierwszych badaczy góralszczyzny. Na przyczynki dotyczące naszego regionu natrafimy w „Słowniku wyrazów ludowych zebranych w Czerskiem i na Kujawach”. Matlakowski odnotował w nim, m.in., iż w Warce dziecko w kusej koszulinie nazywano kusielcem.
Sposób na biedę
Z tego wystąpienia wypływa optymistyczny wniosek: istnieją wystarczające źródła, by ożywić symbolicznego kogutka grójeckich tradycji ludowych. Pomimo upływu tylu lat od wydania dzieł Kolberga czy Kozłowskiego, pomimo przemian społecznych i cywilizacyjnych, jakie w tym czasie zaszły na wsi, odnajdziemy w XIX-wiecznej kulturze ludowej Grójecczyzny uniwersalną prawdę: w życiu piękne są tylko chwile, za które i tak trzeba zapłacić. Co nam pozostało? Za przykładem naszych przodków:
Niechaj każdy rześko hasa,
dalej bracia, dalej wkoło,
da da da da da da
chociaż bieda gniecie,
wesołego obertasa,
i wykęćwa się wesoło,
potańcujmy przecie.
Remigiusz Matyjas