10 lat temu odszedł z grójeckiego szpitala. Kilka tygodni temu postanowił jednak drugi raz wejść do tej samej rzeki. Co skłoniło go do takiej decyzji? Jakie ma plany w związku z pracą w naszej lecznicy? Z dr. n. med. Wojciechem Gackowskim, nowym ordynatorem oddziału chirurgii ogólnej szpitala w Grójcu, rozmawia Dominik Górecki.
Jako pierwsze na usta ciśnie się pytanie: co skłoniło Pana do powrotu?
Mój nauczyciel, nieżyjący już profesor Szczerbań, mówił, że chirurg to nie jest zawód. Chirurg to jest charakter. Pracowałem w dużej warszawskiej klinice, gdzie przeszczepiałem wątroby i zajmowałem się poważną onkologią. Bardzo rozwinąłem się w tym kierunku. Jak przyszedłem do Grójca to – o dziwo! – wciąż mogłem to robić, bo był tu oddział intensywnej terapii (OIT). Przeprowadzałem w Grójcu sporo operacji. W Piasecznie, dokąd trafiłem po odejściu z Grójca, takich możliwości ostatnio nie miałem i wiem, że na razie tam OIT-u nie będzie. Praca tam zaczęła mnie nieco nużyć. A ja wciąż chcę czegoś więcej! Chcę robić ważne operacje. Chcę ratować ludzi będących w ciężkim stanie. I w Grójcu jest taka szansa. Chyba ktoś pani prezes Joannie Czarneckiej podpowiedział, że w Piasecznie troszeczkę się nudzę. Zaprosiła mnie na rozmowę i zaraziła mnie swoim entuzjazmem, że można tu coś zrobić. Myślę, że tak jest.
A nie zniechęciła Pana powszechna opinia o grójeckim szpitalu, która jest – delikatnie mówiąc – nie najlepsza?
Mieszkańcy każdego miasta mówią, że ich lokalny szpital to mordownia czy umieralnia. W Piasecznie ludzie dokładnie tak samo nazywają swój szpital. Tymczasem pacjenci przyjeżdżają tam na operację z różnych, często odległych miejsc. Nawet z Warszawy, którą uważa się za miejsce, gdzie pracują najlepsi lekarze. Jest to mocno przereklamowane. Mniejsze operacje dużo lepiej jest robić w mniejszych placówkach niż w klinicznych. Ja w życiu nie pojechałbym do szpitala klinicznego zoperować sobie wyrostka.
Dlaczego?
Bo wiem, jak to wygląda. W Grójcu pracuje dr Kisiel, który wykonał kilka tysięcy operacji wyrostka. Profesor Nielubowicz, współtwórca polskiej transplantologii, opowiadał kiedyś, że na operację własnego wyrostka pojechał do małego prowincjonalnego szpitala. Nie chciał, by operowali go jego koledzy, profesorowie, ponieważ wiedział, że lekarz z tytułem profesora ostatnio wycięciem wyrostka zajmował się 25 lat temu. Podobnie jest z przepukliną. Lepiej iść do szpitala, gdzie wykonuje się trzy takie operacje dziennie, a nie jedną na trzy miesiące. Ludzie tego nie rozumieją i idą, jak owce do dużej kliniki. Nie wiem, skąd się bierze niechęć do własnego szpitala. Zamiast zadbać o lokalną placówkę, mówią, że jest to umieralnia. Nie zgadzam się z taką mentalnością.
Do utrwalenia tej opinii przyczyniła się kwietniowe doniesienia medialne o braku należytych zabezpieczeń przed koronawirusem.
Uważam, że te doniesienia były manipulowane. Ja też w Piasecznie musiałem zamknąć oddział i nikt się tym nie zainteresował. Ale poradziliśmy sobie z problemem i wróciliśmy do normalnej pracy. Natomiast grójecki szpital padł ofiarą bardzo czarnego PR-u. W efekcie ludzie teraz mówią, że tu nie przyjdą, bo zarażą się koronawirusem. A to kompletna nieprawda. Wszędzie jest podobnie i wszędzie obowiązują te same obostrzenia. W tej chwili w grójeckim szpitalu ochrona przed koronawirusem jest dużo lepsza niż w wielu innych placówkach.
Ma Pan duże ambicje związane z pracą w Grójcu. Ale żeby je realizować, potrzeba infrastruktury. Czy w tym szpitalu są takie możliwości?
Jeśli chodzi o samą chirurgię, to mam to, czego potrzebuję. Co prawda, oddział jest trochę siermiężny, a woda, jaką tu mamy, psuje pewne urządzenia. Ale nie jest tragicznie. Mamy tu na przykład do dyspozycji dodatkowy oddział, gdzie możemy położyć osoby niewymagające ścisłej pielęgniarskiej opieki. Blok operacyjny jest stary, jednak sprzęt jest wystarczający. Na moją prośbę bez większego problemu zamontowano rolety i mogę robić laparoskopię w godziwych warunkach. Słyszę coś o planach remontu bloku operacyjnego, ale – tak się zastanawiam – czy
nie lepiej byłoby w ogóle zbudować od podstaw nowy blok? Czasami nie warto remontować.
Sprzęt to jedno. Chyba ważniejsza jest załoga?
Pracowałem w wielu miejscach, mam więc ogromny przegląd kadry medycznej. I uważam, że na moim oddziale jest zupełnie dobry personel. Być może będę szukał jeszcze jednego lekarza, żeby zapewnić obsadę dyżurów. Jest tu doktor Kluciński, który ma dwie specjalizacje, w tym onkologiczną. Jest pani doktor Siwek, która jest onkologiem, operuje i jest w tym świetna. Jest doktor Kisiel, który na operacjach zjadł zęby. Jest doświadczony dr Roguski. Pracuje tu doktor Biedrzycki, mój wychowanek i niezwykle odpowiedzialny człowiek, specjalista od USG. Z kolei doktor Kluciński zna się znakomicie na proktologii. Właściwie w Warszawie nie ma, gdzie leczyć dolegliwości proktologicznych, a w Grójcu można, bo pracuje tu świetny fachowiec w tej dziedzinie.
Chyba nie łatwo będzie sprowadzić kolejnych fachowców do Grójca?
Problemem są stawki. W tej chwili między placówkami medycznymi trwa licytacja, kto da więcej. A liczba lekarzy raczej nie zmienia się. Nie zwiększając stawek, będzie bardzo trudno zwiększyć zatrudnienie lekarzy. Nawet w Radomiu te wynagrodzenia są abstrakcyjnie wysokie. A bierze się to stąd, że brakuje kadry medycznej. Jeśli chodzi o chirurgów, jest nas bardzo mało. Średnia wieku wynosi 57 lat. Nikt się do tego nie garnie. Medycyna przestała być czymś bardzo atrakcyjnym. A zwłaszcza zabiegówka, gdzie mogą się zdarzyć roszczenia, powikłania… Jest to ciężka praca również pod kątem fizycznym. Miejsca rezydenckie na chirurgii nie są obsadzone.
W mniejszych ośrodkach zabraknie lekarzy?
Patrzę na to z przerażaniem. Jest tylko garstka ludzi, którzy chcą coś robić. Ale zauważyłem ciekawy trend, że medycyna przenosi się z dużych miast do mniejszych. Na przykład dowiedziałem się, że ludzie z Gdańska w niedużym mazurskim miasteczku będą robić zabiegi kardiologiczne. Teraz ludzie mają samochody, są mobilni. W czym problem, żeby dojechać kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów na operację? Zresztą gromadzenie wszystkiego w dużych miastach nie jest rozsądne. Ogromne kliniki zaczynają się dusić, młodzi lekarze w takich miejscach nie uczą się, a w Grójcu jak najbardziej mają takie możliwości. Chcę mieć tu rezydentów. Lubię uczyć i myślę, że znajdą się lekarze, którzy będą chcieli przy mnie zdobywać umiejętności. Braku lekarzy boje się jednak mniej niż braku pielęgniarek.
No właśnie. To kolejny problem.
To jest po prostu tragedia. Pielęgniarki zarabiają bardzo źle w porównaniu do innych zawodów, a wykonują bardzo ciężką i odpowiedzialną pracę. Ja zrobię operację, ale potrzebuję osoby, która potem będzie pilnowała stanu zdrowia pacjenta. Zwiększenie stawek dla nich jest absolutnie kluczowe, aby była tu własciwa liczba pielęgniarek To natychmiast zmieniłoby na plus postrzeganie szpitala.
Przyświeca panu idea pracy u podstaw.
Tu wszystko jest, ale trzeba jeszcze popracować nad tym, by ludzie się o tym dowiedzieli. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że jest tu na przykład opieka proktologiczna na dobrym poziomie. To wszystko jest do zrobienia.
Wspomnieliśmy już w tej rozmowie o koronawirusie. Czy dostrzega Pan, że przez COVID-19 zaniedbywane są inne, często dużo groźniejsze, dolegliwości?
Oczywiście. Miałem wielu takich pacjentów. Teleporada może się sprawdzić w przypadku kataru czy gorączki. Ale jak zastosować teleporadę przy oparzeniach? Nagle okazało się, że COVID-19 jest najważniejszą chorobą. Tymczasem onkolodzy alarmują, że mają o 1/3 pacjentów mniej. Co się z nimi dzieje? Prawdopodobnie umierają. Jest jeszcze jedna kwestia. Panika związana z koronawirusem znacznie utrudniła prace szpitalom. Dziś mamy tysiąc zachorowań dziennie, a ludzie chodzą po ulicy. Pół roku temu zawalono chirurgom robotę, bo było 100 zakażeń i odwołano wszystkie planowe operacje. Gdzie w tym rozum? Ktoś, kto nie ma pojęcia, doprowadził do ogromnych strat. Może w przemyśle da się je odrobić. Ale w medycynie? Mamy kłaść chorych jednego na drugim?
Pracował Pan w szpitalu piaseczyńskim, który jest prywatną własnością, a więc – jak każda firma – musi generować zysk. Teraz jest Pan w szpitalu będącym własnością samorządu, a więc de facto podmiotem publicznym, który jest mniej nastawiony za zarobek. Zapytam więc Pana o zdanie na temat komercjalizacji takich placówek?
W Grójcu hasło „prywatyzacja szpitala” kojarzy się wyjątkowo negatywnie. Komercjalizacja nie jest złem. Ale oczywiście musimy się liczyć z tym, że jeśli szpital trafia w ręce spółki giełdowej (tak jak jest to w Piasecznie), to jego działanie będzie nastawione na zysk. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że to, co NFZ płaci placówkom medycznym za wykonanie kontraktu, to jest żenada. Od 10 lat nie zmieniano stawek. Biorąc pod uwagę inflację, tak naprawdę co roku szpitale otrzymują mniej pieniędzy. Tak więc szansą na zysk jest świadczenie usług komercyjnych. W szpitalu publicznym ta działalność komercyjna jest utrudniona, co mnie bardzo dziwi. Czemu nie można tu prowadzić operacji, zabiegu, badania, jeśli ktoś chce za to płacić
Gorzkowska
Powrót Pana dr Gackowskiego to najlepsza decyzja jaką podjęła Pani Prezes PCM. Myślę że może on uratować chociaż ten jeden oddział jak również wielu pacjentów tego oddziału.Gorąco polecam Pana Doktora, jest najlepszy w swojej dziedzinie i wielokrotnie pomógł mi i mojej rodzinie w sytuacji związanej z ciężkimi schorzeniami. Można powiedzieć że dr. Gackowski przywraca wiarę w istnienie naprawdę swietnego specjalisty w PCM w Grójcu w przeciwieństwie niestety do innych pracujących tam "lekarzy".