Z nowym-starym trenerem piłkarzy Mazowsza Grójec, Jerzym Engelem Juniorem, rozmawia Mateusz Adamski.
Mateusz Adamski: Wraca Pan na stadion przy ulicy Laskowej po półtorarocznej przerwie. Ta ostatnia przygoda nie była jednak udana. Drużyna spadła z IV ligi. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan tamten krótki epizod w roli trenera Mazowsza?
Wówczas do utrzymania zabrakło nam bardzo niewiele: do gry w barażach jednego zwycięstwa, a do bezpiecznego miejsca w tabeli zaledwie czterech punktów. Po powrocie rozmawiałem na ten temat z zawodnikami, którzy byli wtedy w drużynie. Każdy patrzy na to nieco inaczej. Nasz bramkarz Kacper Filewski stwierdził na przykład, że gdyby nie dostał kontuzji w pierwszy meczu, to byśmy nie spadli (śmiech). Ale faktycznie, przy wąskiej kadrze mieliśmy pecha z kontuzjami. Na samym początku wypadł wspomniany Kacper Filewski. W pierwszym meczu czerwoną kartkę obejrzał Arkadiusz Gałka, a później z gry praktycznie do końca rundy wykluczyła go kontuzja. Daniel Złoch doznał kontuzji w drugim meczu. Jeszcze wcześniej w ostatnim meczu towarzyskim Jakub Derewicz złamał obojczyk. Dodatkowo przed rundą odeszło sześciu zawodników, w tym m.in. środkowy pomocnik oraz środkowy obrońca. Z drugiej strony był to czas reorganizacji IV ligi. Spadały wtedy nawet drużyny ze środka tabeli i trudno było się utrzymać. Mazowsze było wtedy w tej klasie rozgrywkowej trochę na wyrost, awansując do niej z dalszej pozycji w lidze okręgowej po przerwie związanej z wybuchem epidemii. Patrząc z perspektywy czasu, to nie był przypadek, że Mazowsze wtedy spadło. Kluby, które się wówczas utrzymały, były i są na zupełnie innym poziomie organizacyjnym, finansowym i piłkarskim. Nie było tak, żeby klub miał papiery na grę w IV lidze. Jeżeli byśmy się utrzymali, to byłoby duże
szczęście.
Mimo tego zdecydował się Pan na powrót do Grójca. Dlaczego?
W 2021 roku, po spadku, byłem gotowy pozostać w klubie. Zarząd poszedł jednak wówczas w innym kierunku, a ja przeszedłem do rywala zza miedzy. Warka wykorzystała moment i od razu złożyła mi propozycję prowadzenia zespołu. Teraz kiedy na stanowisku pierwszego trenera pojawił się wakat i obecny zarząd złożył mi propozycję powrotu, to długo się nie zastanawiałem.
Moja poprzednia przygoda była krótka i specyficzna ze względu na panującą pandemię, ale czułem się w Grójcu dobrze. Przyjście tutaj było bardzo naturalne. Kiedy wszedłem do szatni, to nie musiałem się praktycznie z nikim poznawać. Można powiedzieć, że zaczęliśmy tam, gdzie skończyliśmy.
Kiedy rozmawiamy, jest Pan dopiero po dwóch pierwszych treningach z drużyną. Jakie są pierwsze wrażenia i obserwacje?
Nie jestem niczym zaskoczony. Znam drużynę. Widziałem jej kilka meczów w rundzie jesiennej, a co więcej, w klubie pozostała praktycznie połowa składu z czasu, kiedy byłem trenerem Mazowsza. Na początku niepokoił mnie trochę marazm, w który wpadła drużyna i brak ambitnych celów poszczególnych zawodników. Nikt nie stawiał poprzeczki wyżej, a uprawienie sportu polega na tym, aby stawać się coraz lepszym. Trzeba pokonywać własne słabości, a następnie przeciwników na boisku. Przecież na tym polega istota rywalizacji sportowej. To się jednak z dnia na dzień zmienia na lepsze. Drużyna ma bardzo lokalny charakter, ale przez to, że w poprzednich latach w klubie było zaniedbane szkolenie, w strukturze zespołu powstała dziura. Mamy
sporą grupę doświadczonych piłkarzy i dużą grupę bardzo młodych zawodników, natomiast brakuje graczy w sile wieku, czyli 23-30 lat. Tymczasem powinno być odwrotnie. Zwykle drużyna
składa się z zawodników w najlepszym wieku do gry w piłkę, czyli właśnie 23-30 lat. Oprócz tego uzupełnia się nią dwoma-trzema doświadczonymi graczami i taką sama liczbą juniorów. U nas nie ma tej wiodącej grupy, dlatego trochę czasu potrwa, zanim ci młodsi zawodnicy nabiorą doświadczenia. Liczę też, że zawodnicy będą zdrowi. W poprzedniej rundzie na urazy narzekali Rafał Sobczak, Daniel Złoch czy Arkadiusz Gałka. To są dla tej drużyny kluczowi piłkarze, i kiedy ich brakuje, to zespół jest zdecydowanie słabszy. Dlatego dla mnie bardzo ważnym jest, aby
przejść okres przygotowawczy bez kontuzji.
Jakie cele krótkoterminowe i długoterminowe stawia sobie Pan jako trener Mazowsza?
Generalnie w życiu stawiam sobie zawsze cele długoterminowe i taki był jeden z warunków mojego powrotu do Mazowsza. Podpisałem umowę z klubem na dwa i pół roku, co sprawia, że moja praca będzie d ługofalowa. W piłce nożnej można kupić sobie drużynę. Zapłacić zawodnikom, którzy mają określoną jakość i zrobić wynik. Moim zdaniem takie podejście to jest jednak zwykle fanaberia kilku osób, które mają pieniądze, i robią takie rzeczy dla zaspokojenia swojej ambicji. Tymczasem takie działanie niszczy cały sens szkolenia, bo wówczas brakuje miejsca dla wychowanków klubu. Oni prawdopodobnie też mogliby taki wynik osiągnąć, z tym że w dłuższej perspektywie czasu. Natomiast, jeśli nie będą mieli szansy grania, to nigdy nie osiągną odpowiedniego poziomu sportowego. Moim celem jest, żeby ten zespół stopniowo odmłodzić. Aby starsi zawodnicy przekazywali swoje doświadczenie młodym. Tak, aby w ciągu roku czy dwóch ci młodzi osiągnęli poziom, który pozwoli na wygrywanie meczów w lidze okręgowej. Jeśli chodzi o bliższą perspektywę, to dopiero po meczach towarzyskich i zamknięciu kadry, będę
mądrzejszy, i będę mógł odpowiedzialnie określić cele na rundę wiosenną.
Czyli będzie Pan budował drużynę w oparciu o piłkarzy z powiatu grójeckiego?
Na poziomie ligi okręgowej zupełnie nie rozumiem filozofii budowania drużyny w oparciu o zawodników przyjezdnych. Grójec jest miastem powiatowym i mamy własną akademię. Uważam, że w okolicach jest na tyle dużo zawodników, że na ten poziom rozgrywkowy można z nich zbudować drużynę, która sobie poradzi. Nie mam zamiaru sprowadzać zawodników spoza naszego regionu. Ewentualnie chcę dać możliwość powrotu do klubu kilku zawodnikom, którzy są z Grójca. Jesteśmy w środku tabeli, i najbliższa runda będzie czasem, kiedy można dać szansę poszczególnym zawodnikom, próbować i budować. Poza tym, zimą jest bardzo trudno pozyskiwać nowych zawodników, bowiem funkcjonuje przepis, który nawet w przypadku amatorów wymaga uzyskania zgody na transfer od dotychczasowego klubu. A jeżeli ktoś jest dobry, to wiadomo, że klub niechętnie go odda. Jeżeli natomiast po zakończeniu tego sezonu zobaczymy, że na konkretnych pozycjach w naszym klubie nie mamy zawodników o wystarczającej jakości, to latem wzmocnimy się zawodnikami o danym profilu.
Rozumiem, więc, że traktuje Pan rundę wiosenną jako swoisty poligon doświadczalny?
Zdecydowanie tak. Chcę bacznie przyjrzeć się naszej młodzieży i zawodnikom z okolicznych klubów. Są w nich zawodnicy, którzy powinni dostać szansę gry w wyższej lidze. Mamy ciekawe mecze towarzyskie umówione jeszcze przez poprzedniego trenera Mariusza Lisieckiego. Nic w ich planie nie zmieniałem. Dadzą nam one odpowiedź, jak wygląda nasza drużyna i jak
prezentuje się na tle rywali.
Objął Pan także funkcję dyrektora sportowego klubu.
Funkcja dyrektora sportowego wiąże się z szerszym zakresem obowiązków i długoterminowym planowaniem, czyli wykorzystaniem środków, które są dostępne w klubie dla stworzenia optymalnego zespołu. Pozwoli to usprawnić funkcjonowanie i budowę struktury klubu. Taką funkcję pełniłem już w kilku klubach, i to się najlepiej sprawdza. Wówczas zawodnicy wiedzą, że to ja podejmuję decyzje, kto jest w drużynie i kto w niej będzie. Dzięki takiemu rozwiązaniu można uniknąć wielu problemów.
A będzie Pan koordynował drużyny młodzieżowe?
Jeśli chodzi o drużyny młodzieżowe, to moja rola będzie bardziej doradcza. Na pewno będę miał wpływ na to, jak te zespoły będą trenowały pod kątem pierwszej drużyny. Przykładem, jest decyzja o przesunięciu juniorów z rocznika 2005 do seniorów. Dzięki niej w najbliższym czasie nie będziemy musieli testować graczy z zewnątrz, ale to wychowankowie w pierwszej kolejności
dostaną szansę na grę w dorosłej drużynie.