W 1920 r. nasz kraj dopiero budził się do życia po długiej niewoli, wyniszczony w sensie materialnym i demograficznym w latach światowego konfliktu zbrojnego, a Rosja Lenina wyłaniała się z odmętów krwawej rewolucji i wojny domowej. Oba kraje były biedne, głodne, a ich wojska, może nie licząc Armii Hallera, odzianej i wyposażonej przez Francuzów, obdarte. Gdy wiosną na wschodnich kresach polskie orły odnosiły triumfy, miasteczka, takie jak Grójec, żyły swoimi problemami.
Nieprzypadkowo właśnie 7 maja 1920 r., w dniu wkroczenia naszych wojsk do Kijowa, w Grójcu – stosownie do 24. artykułu dekretu o samorządzie miejskim, wydanego 4 lutego 1919 r. przez Naczelnika Państwa – zebrała się Rada Miejska. Posiedzenie zwołał burmistrz Antoni Wojdak, na żądanie radnych, zaniepokojonych trudną sytuacją aprowizacyjną Grójca.
Aprowizacja
Aprowizacja? Słowo odmieniane przez wszystkie przypadki w pierwszych latach niepodległości, gdy społeczeństwu należało zapewnić dostęp do tzw. produktów pierwszej potrzeby, czyli opału i pożywienia, w warunkach ich drastycznego niedoboru, zaangażowania się przez nas w kosztowną wojnę ze wschodnim sąsiadem, czy szalejącej inflacji. Na terenie byłych zaborów rosyjskiego i austriackiego utrzymano nałożony na chłopów w czasie wielkiej wojny obowiązek dostarczania kontyngentów rolnych. Monopol importu oraz sprzedaży towarów pierwszej potrzeby miał Państwowy Urząd Zakupu Artykułów Pierwszej Potrzeby. Wiele towarów (chleb, cukier, sól) rozdzielano w systemie zaopatrzenia kartkowego.
Urząd
Szczególnie wiele zależało wtedy od Ministerstwa Aprowizacji, posiadającego instrumenty do walki z „czarnym rynkiem”. Początkowo był to Wydział Walki z Lichwą Żywnościową. Na mocy dekretu Naczelnika Państwa z 11 stycznia 1919 r. przekształcono go w Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją. Zakres zadań Urzędu określał artykuł 2. dekretu, na pierwszym miejscu stawiając „walkę z wszelkimi przejawami lichwy i wszelkiego rodzaju spekulacją artykułami pierwszej potrzeby”. Urząd i jego ekspozytury otrzymały prawo konfiskowania przedmiotów i nakładania kar w drodze administracyjnej do trzech miesięcy aresztu albo do 50 tys. marek grzywny. Do pomagania mu zobligowano organy państwo-we, municypalne, np. policję komunal-ną, milicję ludową, straż graniczną czy kolejową. Nie dopuszczano dochodzenia odszkodowań za konfiskaty w drodze prawa cywilnego.
Blady strach
Jest rzeczą zrozumiałą, że państwo powołało taki urząd. Sęk w tym, że nie dopracowano terminologii, że w praktyce wszystko, od gniadego do czekolady, mogło zostać uznane za artykuł pierwszej potrzeby. Na sprzedających, a nawet na kupujących padł blady strach, bo w zasadzie każdemu można było przypiąć łatkę spekulanta. Pracownicy Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją pojawili się także w Grójcu. Zdaniem miejscowych samorządowców zaowocowało to brakiem artykułów żywnościowych w mieście. Właśnie nad tą kwestią debatowano 7 maja w ratuszu.
Wystraszeni rolnicy
Dyskusję zapoczątkował radny Stanisław Nowakowski, główny inicjator zwołania posiedzenia Rady Miejskiej. – Z chwilą przybycia do Grójca Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją ceny na artykuły pierwszej potrzeby nie tylko nie obniżyły się, ale w związku z ich niedoborem znaczenie się podniosły – mówił Nowakowski. – Urząd rekwiruje artykuły pierwszej potrzeby, np. masło, świnie czy jaja, dla pewne-go związku. Okoliczni rolnicy, widząc to, dostarczają niewiele produktów na targi. Proponuję prosić odnośne władze, aby Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją zlikwidować, do regulowania cen rynkowych w mieście wyłonić komisję z Rady Miejskiej, a w przypadkach ujawniania nadużyć lichwiarsko-spekulacyjnych sprawy kierować do Sądu Pokoju w Grójcu – zaproponował. – Włościanie przestają przywozić płody rolne do Grójca, tym samym "targowe" niepomiernie się zmniejsza, na czym ucierpi kasa miejska – zauważył radny Jankiel Cemach.
Zamknięta mydlarnia
Swoje trzy grosze wtrącił także radny Natan Grynberg, bogaty przedsiębiorca, oświadczając, że wobec opieczętowania przez Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją mydlarni, w Grójcu odczuwa się zupełny brak mydła, przez co „cierpi miejscowa ludność”. Pamiętajmy, że wtedy Grójec i inne miasteczka zaopatrywały się w produkty wytwarzane zwykle na miejscu, przez własnych rzemieślników czy „przemysłowców”. Ewentualne zamknięcie takiej mydlarni albo olejarni od razu było odczuwalne na lokalnym rynku.
Wniosek Kabasy
Dyskusję podsumował radny Walenty Kabasa, z zawodu komornik, w Radzie Miejskiej należący do frakcji Polskiej Partii Socjalistycznej. – Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją nie działa w myśl dekretu, na mocy którego został ustanowiony, a służy jedynie do zatwierdzenia co jakiś czas nowych cen, co jest ze szkodą dla biednej ludności – stwierdził pan Walenty. – Zatem w pełni zgadzam się z radnym Nowakowskim. Wraz z pojawieniem się u nas Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją, a w szczególności, gdy zaczęto rekwirować rozmaite artykuły pierwszej potrzeby, kupcy ograniczyli swoje handle, a okoliczni włościanie zmniejszyli dowóz kartofli, masła, świń i bydła na targi. Z tego powodu w mieście odczuwa się brak podstawowych artykułów niezbędnych do życia. Ich ceny nie tylko nie obniżyły się, lecz wzrosły, codziennie zresztą wzrastają. Dalsza obecność w Grójcu Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją grozi miastu zupełnym ogłodzeniem, toteż ze wszystkich stron dochodzą do nas głosy żądające jak najprędszego zlikwidowania Urzędu, działającego nie w ramach prawa, a według swego indywidualnego uznania. Składam wniosek, aby Rada Miejska uchwaliła wystąpienie z prośbą do pana starosty, pana ministra aprowizacji i pana premiera o jak najpilniejsze usunięcie z Grójca Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją, który psuje nam wszystkim krew – wezwał Kabasa, komornik o lewicowej wrażliwości.
Odpowiedź
Wniosek Walentego Kabasy przeszedł wszystkimi głosami, przy jed-nym głosie sprzeciwu radnego Władysława Kłosa, który jako jedyny okazał się zwolennikiem znienawidzonego Urzędu Walki z Lichwą i Spekulacją. 12 maja 1920 r. uchwałę Rady Miejskiej przesłano premierowi Leopoldowi Skulskiemu, ministrowi aprowizacji Stanisławowi Śliwińskiemu i staroście powiatu grójeckie-go Stanisławowi Gołąbowi z nadzieją, że ktoś tam, u góry, przejmie się gło-sem samorządowców. Odpowiedź, jeśli tak można powiedzieć, przyszła szybko. Już 2 lipca 1920 r. uchwalono ustawę „o zwalczaniu lichwy wojennej”. Teraz już naprawdę strach było się nie bać...
Remigiusz Matyjas
fot. Jestem Stąd/ Facebook