Popularność danej marki rynkowej w dużej mierze zasadza się na tradycji. Czym byłoby piwo wareckie bez udokumentowanej historii, sięgającej co najmniej XV w., czy też bez anegdoty o legacie papieskim? Kardynał Henryk Gaetano, bo o nim mowa, tak zamaskował w wareckim piwie, że gdy potem zachorował w Rzymie, zatęsknił za jego smakiem, wzdychając: „Piva di Warka”.
Domownicy, myśląc, że wzywa on na pomoc obcej świętej, padli na kolana i zaczęli się modlić: „Santa Piva di Warka, ora pro nobis!” Anegdota ta, zapisana w literaturze podróżniczej XVII w., odgrywała rolę dzisiejszej reklamy telewizyjnej. Jak nie napić się czegoś, co pił kardynał przysłany do Polski przez Klemensa VIII? Co ciekawe, piwo wareckie funkcjonowało jako marka także w późniejszych latach, kiedy nadpilickie browarnictwo przeżywało regres, ograniczając się do zakładu dworskiego w Winiarach, którego produkt w XIX w. niewiele miał wspólnego z wytworem dawnych piwowarów z królewskiego miasta Warka. Po II wojnie światowej w ogóle piwa tu nie wyrabiano, aż na przełomie lat 60. i 70. z sukcesem sięgnięto do tradycji, wznosząc nowoczesny browar, o którym chyba każde dziecko w Polsce słyszało. I nieważne, że dawni piwowarzy wareccy, gdyby dziś skosztowali sztandarowych dzieł tego browaru, zapewne nie wiedzieliby, co piją. Marka to jest marka.
Aż się prosi, żeby podobnie zrobić w Grójcu, Lewiczynie czy Głuchowie. Przed wiekami piwo fabrykowano na Mazowszu niemal wszędzie, i to nierzadko w większych ilościach niż w Warce. Piwo grójeckie piła Warszawa, aż do potopu szwedzkiego, kiedy to w Grodźcu, jak wtedy nazywano nasze miasto, beczki zaginęły wraz z piwowarami. Potem tylko jeden mieszczanin, mający kocioł, warzył złocisty napój. W drugiej połowie XVII w. piwo wypite na plebanii w Lewiczynie czyniło cuda, a w latach 30. XVIII w. ks. Kazimierz Dziewulski założył tu browar. Nie można by, na bazie tej tradycji, wykreować dziś piwa grójeckiego albo lewiczyńskiego? Pierwsze mogłoby się nazywać np. Skarga, drugie np. Pielgrzym.
Artykuły w „Życiu Grójca” o lekarzach Wolffach, ojcu i synu, dziedzicach Głuchowa, służą m.in. temu, aby zainspirować czytelników gazety i włodarzy małej ojczyzny głuchowskim browarem, który w XIX w. wyróżniał się na mazowieckiej prowincji, zalewając piwem bawarskim Warszawę. Zatem do dzieła! Skoro Kazimierzowi Grabkowi nie wyszło z żelatyną, to może nam uda się z piwem? Zbudujmy w Głuchowie – na XIX-wiecznej tradycji fabryki Wolffów – browar, roztaczający dookoła błogi zapach piwka o nazwie Maurycy albo Rozwodnik. „Maurycego, szefowo” lub „Rozwodnika, poproszę” – słyszycie już jak cała Polska kupuje nasz hit? Damy radę. Plastycy opracują etykiety, muzycy skomponują piosenkę reklamową, a Mazowiecka TV nakręci spot. W rolę doktora Maurycego Wolffa (1798-1861), właściciela browaru w Głuchowie, wcieli się aktor Maurycy Wolf (rocznik 1985), natomiast doktorową, śliczną Julię, zagra miss gminy Grójec, wyłoniona w konkursie piękności zorganizowanym przez Grójecki Ośrodek Kultury, pod Honorowym Patronatem Burmistrza. Porzucony przez żonę doktor pije z rozpaczy Rozwodnika – na każdym kanale, od rana do późnej nocy. Widzicie to oczyma wyobraźni? Korzyści są w każdym aspekcie: budżet gminy się wzbogaca, ludzie mają pracę, browar sponsoruje głuchowskich piłkarzy, którzy wchodzą do Ekstraklasy, a także rodzime instytucje kultury, już bez ograniczeń powielające foldery we wszystkich możliwych kolorach.
Fantazja? W każdym razie, gdyby przypadkiem przeczytano ów felietonik w Warce, ktoś z branży piwnej mógłby tam mieć niespokojne sny. Za to z pewnością ucieszą się tamtejsi wędkarze na wiadomość, że kardynał Gaetano, ten z anegdoty, goszcząc 18 września 1596 r. u dominikanów w Warce, nie tylko raczył się trunkiem sławnym w całej Polsce, ale również zajadał się jesiotrami złowionymi w Pilicy.
Remigiusz Matyjas