Od kilkunastu dni tematem numer 1 w mediach rolniczych jest działalność AGROUnii. AGROUnia to ogólnopolski ruch rolników, którego celem jest obrona rynku krajowego i walka o dobro gospodarstw rodzinnych.
Organizacja powstała na bazie silnego niezadowolenia rolników z obecnej sytuacji na rynku rolnym. Problemy związane z ASF, niskie ceny, brak możliwości eksportu produktów do Rosji – to tylko kilka powodów, dla których utworzono AGROUnię. Liderem i założycielem organizacji jest Michał Kołodziejczak, młody rolnik spod Sieradza. Swoją działalność na rzecz sektora rolniczego rozpoczął od kilku lokalnych protestów. Teraz jego organizacja jest znana w całej Polsce. Z dnia na dzień powiększają się jej szeregi. Wielu rolników widzi
w AGROUnii ostatnią deskę ratunku, jedyną szansę na poprawę sytuację w branży.
Co jest normalne?
AGROUnia działa od ponad roku. Zasłynęła już kilkoma akcjami protestacyjnymi. O działaczach organizacji dużo się już mówiło, gdy w styczniu zablokowali kilkadziesiąt dróg w całym kraju. Jednak najgłośniejszą zorganizowali 13 marca w Warszawie. Członkowie ruchu wyrzucili na ulicę martwą świnię, wysypywali jabłka, palili słomę i opony. Doszło do zatrzymań. Potem minister spraw wewnętrznych i administracji nazwał rolników biorących udział w akcji „chuliganami”. Tego dnia na Facebooku organizacji pojawił się wymowny wpis: „Rząd i minister rolnictwa ma nas gdzieś, kłamie i oszukuje. Liczymy się tylko jako głosy wyborcze, Nic więcej. Nasze rodzinne gospodarstwa rolne upadają, nasze rodziny są takie jak Wasze. Nasze dzieci też maja swoje ambicje i marzenia. Nie będziemy upadać w ciszy na wsi i wieszać się w stodołach. Może się to Wam nie podobać ale będziecie widzieć nasze cierpienie i determinację.” Tydzień później członkowie AGROUnii zorganizowali kolejną akcję w Warszawie. Tym razem rozdawali przechodniom jabłka, informując ich o swojej trudnej sytuacji. Na owocach przykleili karteczkę z napisem: „Za te 2 jabłka rolnik otrzymuje 17 groszy. Czy to jest normalne??". – Chcemy pokazać jak duża jest różnica między ceną producenta, a tą w sklepie – mówił Michał Kołodziejczak. Lider AGROUnii skomentował też protest, który jego organizacja przeprowadziła 13 marca. – Sytuacja, która miała miejsce tydzień temu miała pokazać, że nasze produkty są traktowane jako niemal bezwartościowe. A przecież nasze jabłka są większe i lepszej jakości, jednak nie mamy rynku zbytu w Polsce – tłumaczył.
Potrzeba zdecydowanych
Pomiędzy jedną akcją protestacyjną, a drugą Michał Kołodziejczak odwiedził też grójecko-wareckie zagłębie sadownicze. Na spotkanie AGROUnii, które odbyło się w Warce 15 marca, przybyło kilkuset sadowników. Rozpoczęło się ono odśpiewaniem „Roty”. Potem głos zabrał już charyzmatyczny szef organizacji. W swojej wypowiedzi, choć może nieco chaotycznej, zidentyfikował najważniejsze problemy polskiego rolnictwa: rosyjskie embargo, słabości rolniczych związków zawodowych, brak zaangażowania, brak zaufania, import płodów rolnych zza granicy (szczególnie z Ukrainy), brak jedności oraz brak zdecydowanych działań ze strony rządu na rzecz poprawy sytuacji. Zgromadzeni co jakiś czas przerywali wystąpienie Kołodziejczaka brawami, a z widowni padały głosy o konieczności
szybkiego działania. Sam lider AGROUnii mówił wiele o tym, że jego organizacja potrzebuje ludzi zdecydowanych, gotowych, by walczyć o przyszłość rolnictwa. Jak widać, wielu przybyłych wzięło sobie te słowa do serca, bowiem już po zakończeniu spotkania rolnicy tłumnie ruszyli, żeby zapisać się do ruchu. Zainteresowanie było tak duże, że wkrótce zabrakło członkowskich deklaracji.
Francuzi
Podczas wareckiego spotkania Kołodziejczak kilkukrotnie wspomniał o konieczności wzmocnienia głosu rolników, którzy – jak podkreślał – są najliczniejszą grupą zawodową w Polsce. By jednak tak się stało, potrzeba silnego związku. A silny związek to związek bardzo liczny, zjednoczony, skupiający zaangażowane osoby. Tylko taki twór może mieć jakikolwiek wpływ na decyzje polityczne. Najsilniejsze w Europie związki rolnicze zawodowe działają w wysokorozwiniętych krajach zachodnich. Na przykład we Francji, gdzie związkowcy mają rzeczywiście bardzo dużo do powiedzenia w sprawach dotyczących polityki rolnej. Tam też organizacja branżowa bardzo skrupulatnie dba o ochronę rodzimego rynku. Zresztą Francuzom nieobce są ostre formy protestu. Jak wylicza portal cenyrolnicze.pl, w 2009 r. kilku- dziesięciu producentów wjechało ciągnikami na Pola Elizejskie, a następnie podpalili bele słomy i opony. W innym mieście rolnicy wylali kilka cystern mleka oraz gnojówkę do oddziału jednego z banków. Kilka lat później, w 2014 r., wysypywali kompost przed budynkami publicznymi i atakowali zagraniczne ciężarówki. A zupełnie niedawno, bo w ubiegłym roku, barykadowali drogi i autostrady w proteście przeciw zmniejszeniu unijnych dopłat. Blokowali także rafinerię w geście protestu wobec decyzji zezwalającej na sprowadzenie do kraju oleju palmowego na biopaliwo.
Zbudować siłę
W Polsce działa ponad 100 różnych organizacji rolniczych. W naszych stronach do tej pory prym wiodły Związek Sadowników RP (ZS
RP) oraz Solidarność Rolników Indywidualnych. Obie organizacje mają na swoim koncie strajki polegające na blokadach dróg (choć na tym polu aktywniejszy jest Związek). W przeszłości, ponad 10 lat temu, członkowie ZS RP w geście protestu wobec niskich cen skupu nie pozwalali na dowożenie owoców do przetwórni. Ważnym elementem działalności zrzeszeń rolniczych są także negocjacje z decydentami, tworzenie własnych projektów rozwiązań prawnych czy promocja polskiej żywności. Organizacje rolnicze często krytykowane są za brak skuteczności. Wielu producentów, zamiast narzekać, powinno jednak posypać głowę popiołem. Wąska jest bowiem grupa ludzi solidarnych i rzeczywiście zaangażowanych w działalność zrzeszeń branżowych. Ostatnie demonstracje, które organizował Związek Sadowników RP, przyciągnęły około 2 tys. osób. Również apele o czasowe wstrzymanie dostaw owoców do punktów skupów wzięło do siebie niewielu. Nie ma zatem, co się dziwić, że akcje te przynoszą niewielki efekt. Siła oddziaływania organizacji bez wątpienia byłaby większa, gdyby pod ministerstwem stawiło się 20 tys. protestujących, a nie 2 tys., a do przetwórni
przez 2 tygodnie nie trafiłoby żadne jabłko. Największym przeszkodą do pokonania dla Michała Kołodziejczyka i jego organizacji jest właśnie brak zaangażowania i jedności wśród rolników. W swoich wystąpieniach skupia się on zatem na tym, by wyciągnąć ludzi z marazmu, by przekonać ich do działania i obudzić ducha solidarności. Bo tego branża przede wszystkim potrzebuje – polscy rolnicy, jeśli chcą mieć wpływ na politykę rolną, nie mogą ograniczać się do narzekania pod kościołem, że jabłka są tanie. Muszą też działać. Miejsca wystarczy dla wszystkich – i dla tych, którzy chcą blokować drogi, i dla tych, którzy lepiej czują się, prowadząc rozmowy w ministerstwie.
Dominik Górecki