Gdy kilka miesięcy temu, wczesną wiosną, jadąc samochodem przez dobrze mi znaną dolinę Mogielanki, usłyszałem w audycji radiowej, że Władysław Kosiniak-Kamysz chce wpisać członkostwo Polskiw Unii Europejskiej do polskiej konstytucji, potraktowałem tę informację bardzo pobłażliwie. Ot, jeszcze kolejna teatralna, przerysowana wypowiedź polityka.
Minął miesiąc od wypowiedzi przewodniczącego ludowców. Nastał początek maja, a więc czas świętowania rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej, Dnia Flagi, a przede wszystkim rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Nieprzypadkowo właśnie wtedy w mediach pojawiły się kolejne doniesienia o propozycji zawarcia w konstytucji polskiego członkostwa w UE. Tym razem taką propozycję wysunął sam prezydent Andrzej Duda. „Trzeba dyskutować nad zmianami w konstytucji, o tym, czy powinniśmy zagwarantować w konstytucji obecność w UE i NATO. Osobiście uważam, że tak; powinniśmy jednak starać się, żeby postanowienia konstytucji były przestrzegane” – powiedział.
Przyjaźń z Krajem Rad
Słuchając słów Kosiniaka-Kamysza i prezydenta, trudno uciec od porównania z nowelizacją konstytucji PRL uchwaloną w 1976roku. W artykule 6 rozdziału 1 tejże ustawy zasadniczej znalazł się zapis: „Polska Rzeczpospolita Ludowa w swej polityce nawiązuje do szczytnych tradycji solidarności z siłami wolności i postępu, umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i innymi państwami socjalistycznymi”. Wzmianka o przyjaźni i współpracy z Wielkim Bratem wzbudziły spore kontrowersje nawet wśród komunistów. Mimo to znowelizowana konstytucja została przyjęta przez Sejm niemal jednogłośnie (tylko jeden poseł, Stanisław Stomma, wstrzymał się od głosu). Zapis usunięto dopiero 13 lat później, już po transformacji ustrojowej. Nie łatwo nam jednak było, jak pokazują niektóre wydarzenia, uwolnić się od tej przyjaźni, którą Polakom zagwarantował Gierek.
UE obok wolności?
W obecnie obowiązującej konstytucji z 1997 roku znajdujemy m. in. zapisy o równości w prawie, obowiązku solidarności, wolności, sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym… I choć wartości te są gwałcone przez polityków wszystkich opcji, to jednak ustawa zasadnicza, przynajmniej teoretycznie, gwarantuje je każdemu obywatelowi. Czy obok wolności, solidarności i sprawiedliwości albo obok godła, hymnu i barw biało-czerwonych w konstytucji powinien znaleźć się zapis o przynależności Polski
do UE?
Polacy euroentuzjaści
Wszystkie sondaże, niezależnie przez kogo są zlecane, wykazują, że Polacy popierają członkostwo naszego państwa w strukturach Unii Europejskiej. Jesteśmy jednymi z największych, o ile nie największymi, entuzjastami tej instytucji na Starym Kontynencie. Również politycy największych partii zaklinają się, że Polski z UE nie tylko nie zamierzają wyprowadzać, lecz chcą umacniać nas w hierarchii tej organizacji. Wszystko wskazuje, że scenariusz pod nazwą Polexit przynajmniej w najbliższych latach się nie ziści. Ten euroentuzjazm ma swoje mocne podstawy. Wejście do UE było dla Polski wielkim impulsem do rozwoju gospodarczego i infrastrukturalnego. Pojawiły się dotacje, dofinansowania, nowe pomysły. Zniesione zostały bariery handlowe. Dla Polaków otworzyły się również granice. Nie musimy już stać w kolejkach do przejść granicznych, by wypić piwo w czeskiej Pradze czy zjeść pizzę w Neapolu.
Wolność? Regulacje!
Jednak nie zapominajmy, że UE to także nieprawdopodobna biurokracja i absurdalne przepisy, które często dotykają śmieszności, jak np. wtedy, gdy wydano instrukcję użytkowania drabiny. Unijne dotacje po wielokroć są przeznaczane na programy będące wytworami oderwanych od rzeczywistości urzędników, a nie na realne potrzeby przedsiębiorców czy samorządów. Mówiąc o negatywnych stronach Unii, trzeba również wspomnieć o wybiórczym traktowaniu państw członkowskich w niektórych sytuacjach czy ograniczeniu ich niezależności. Ponadto, co jakiś czas w życie wchodzą uregulowania godzące w interesy polskich przedsiębiorców (np. dyrektywa transportowa) czy rolników (np. dyrektywa wodna). Generalnie Unia – co widać – zmierza w kierunku nowych regulacji, a nie ułatwień. Coraz mocniej ingeruje w każdy element funkcjonowania swoich
członków (czy taki był zamysł inicjatorów zjednoczonej Europy?). I niestety, jakby nie starali się polscy politycy, wciąż nie jesteśmy wiodącą siłą w tej organizacji. Mamy zatem mocno ograniczony wpływ na to, jaki kurs obierze ten statek. Czy, aby na pewno chcemy na nim być, związani zapisem w konstytucji, gdy kapitan skieruje go wprost na górę lodową?
Dominik Górecki